Brunetka stała jak wryta przed chłopakiem, do którego już od dawna czuła coś więcej niż przyjaźń. Patrzyła na niego teraz tak jakoś inaczej. Wcześniej był dla niej przyjacielem, do którego żywiła skryte uczucia. W tym momencie spojrzała na niego od nowa. Jego trampki, brudne, znoszone. Chciała, by te trampki na jego stopach towarzyszyły mu zawsze wtedy, kiedy będzie z nią. Wytarte jeansy, w których tylną kieszeń tak bardzo chciała włożyć dłoń wtulając się w jego tors. Czerwona koszula w kratę, w niektórych miejscach podarta. Ona wiedziała dlaczego jest podarta. Ale teraz on mówił jej, że ją kocha i to było najważniejsze. Jego spuszczona głowa wlepiająca wzrok w jej buty. Mimo to dokładnie widziała jego całą twarz. Usta wypowiadające słowa, które zatrzymały jej serce, by mogło po chwili bić jak szalone. Usta, które pragnęła dotknąć swoimi, na które spojrzenia sprawiały lekki ból, że nie może tego zrobić. Jego oczy. To w jego oczach najbardziej się zakochała. Kochała w nie patrzeć, ale często przyłapywała się, że robi to za długo, że on może zacząć coś podejrzewać, że jak dowie się co ona czuje ich przyjaźń przestanie istnieć. Jego oczy, w których widziała bezchmurne niebo. Piękne, błękitne oczy. Włosy postawione do góry, którymi tak lubiła się bawić. Oczywiście pozwalała sobie tylko na mierzwienie ich od czasu do czasu. Dotykanie ich sprawiało, że jej ręce dostawały lekkich ciarek. I to teraz przed nią stała miłość jej życia, która właśnie mówiła, że ją kocha. Myślała, że śni, że to się nie dzieje na prawdę. Ale przecież stał tuż przed nią i przemawiał do niej.
- Jared...
- Wiem, to głupie, mogłem tego nie mówić - rzucił szybko ze stresem w głosie, obrócił się na pięcie i miał zamiar iść, ale zielonooka złapała go za rękę.
- Nie. To wcale nie jest głupie.
Podeszła do niego na lekko chwiejnych nogach. Skoro on czuje do niej to samo co ona do niego, to nie będzie miał nic przeciwko. Dalej trzymała go za rękę, ale stała już przed nim, patrzącym prosto w jej oczy. Już zapomniała, co chciała powiedzieć. Zdążyła utonąć w głębi tego błękitu. Przecież miała w głowie taką piękną wypowiedź. Chciała mu powiedzieć, że ona też to czuje, że to nie jest nieodwzajemnione. Dlaczego nie mogła tego z siebie wydusić? Zadziałała spontanicznie. Zbliżyła się do niego by w końcu zdecydowanym ruchem wtulić się w jego tors. Czuła to. Zakochiwała się jeszcze bardziej. Po tym wszystkim, tych skrywanych uczuciach, tych dokładnie przemyślanych ruchach, byleby się nie wydało. Tak bardzo bała się mu powiedzieć, że nie zauważała, że on daje ciche znaki. A teraz? Teraz jest w objęciach mężczyzny swojego życia, czuje przyspieszone bicie jego serca, jego nierównomierny oddech. Czuje jak jego dłonie gładzą jej plecy, jak jego głowa opiera się o jej.
- Jared?
Odsunął się od niej na kilka centymetrów, by móc spokojnie objąć wzrokiem całą jej twarz.
- Tak?
- Kocham Cię - powiedziała szeptem, ale na tyle głośno, by to usłyszał.
Jego źrenice się rozszerzyły, serce biło jeszcze mocniej i głośniej. Zdaje się, że zaraz wyleci z jego piersi jak z procy. Teraz już wiedział. Zrobi to, o czym marzył od dawna. Powoli, lecz stanowczo, zbliżał swoją twarz do jej. Ona też nie stała w bezruchu. Oboje tego chcieli. Wiedzieli, że już za sekundę się to stanie. Obydwa serca tańczyły ze sobą w tym samym rytmie. Niebieskooki objął jej talię by zbliżyć ją ku sobie i w końcu złączyć się z nią w pocałunku. Pierwszym i najpiękniejszym. Stali w parku wieczorną porą. Lekkie blask latarni oświetlał dwie postacie, które jeszcze moment temu byli dla siebie tylko przyjaciółmi, a teraz uwalniają uczucia, które zalegały w nich od dawna. To była tylko chwila, ale oboje chcieli, by to trwało znacznie dłużej. Starali się jak najbardziej chłonąć wszystko co mogą, napawać się tą bliskością. Po pocałunku spojrzeli na siebie. Obojgu serce jeszcze biło z wrażenie, z powodu tych wszystkich emocji. Nagle zrobiło się chłodno. Powiedział, że odprowadzi ją do domu. Kiwnęła głową i ruszyła przed siebie. On odwrócił się i poszedł za nią szybszym krokiem, by móc w końcu spleść swoją dłoń z jej. Każdy jego dotyk sprawiał, że pragnęła go jeszcze bardziej, ale wiedziała, że jest za wcześnie, by przejść do następnego etapu. Znowu poczuła tak bardzo jej znane ciarki bawiące się w berka na jej całej ręce. Co on miał w sobie, że wywoływał u niej takie reakcje? Szli wolnym krokie w stronę budynku prakycznie nic nie mówiąc. Choć każde z nich chciało przekazać drugiej osobie tyle informacji, nikt nie wiedział jak zacząć. Tak na prawdę wiedzieli o sobie niemalże wszystko, ale pomimo to nie mieli pojęcia co uwielbiają jadać na śniadanie, jaki jest ich ulubiony zapach żelu pod prysznic czy wolą spać na prawym czy na lewym boku. Przyjaźnili się kilka lat, a teraz zachowują się jakby dopiero co poznali swoje imiona. Stoją teraz przed metalową bramą oddzielającą uliczny zgiełk, który od zawsze panował na ulicach Los Angeles; od spokojnego ogniska domowego rodziny Foster. Nagle zaczęło padać. Nie tak gwałtownie, ale w przeciągu kilku minut droga zaczynała zbierać wodę w żłobieniach pomiędzy jezdnią a chodnikiem. Ale im to nie przeszkadzało. Stali dalej. On trzymał ją delikatnie za nadgarstki, na których można było poczuć liczne blizny. Ale nie to jest teraz najważniejsze. Jedną ręką zdjął przemoczony kosmyk włosów z jej mokrej od deszczu twarzy, by móc spojrzeć na nią ostatni raz w tym dniu.
- Zawsze chciałem całować się z Tobą podczas deszczu.
- Teraz masz okazję.
Było ciemno i pusto, ale nawet jakby znajdował się tu jakiś człowiek pewnie nie zauważyłby ich. Pomimo chłodu było im ciepło. Stali złączeni ze sobą, kolejny raz doznając tych samych emocji. Widzieli, że nie może to trwać wiecznie, że ona musi wracać.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem - powiedział mając na twarzy ten uśmiech, który ona tak uwielbiała - prawdziwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz