sobota, 25 stycznia 2014

Suprise

Siedziała trzymając w dłoniach słuchawki, z których dało się słyszeć głośne dźwięki perkusji i ostrej gitary. Co ma teraz zrobić? Przedtem nikt nawet nie śmiał na nią spojrzeć, a co dopiero usiąść koło niej w autobusie. Nie to, że była jakimś tyranem. Była inna. W lato nie nosiła krótkich, letnich sukienek i balerinek, tylko trampki, krótkie spodenki i jakąś koszulę. Nie miała wymagań co do ubioru. Dla niej wystarczające były 3 pary butów na cały rok. On tam dalej stał. Czekał na odpowiedź. Wiedział, że się zgodzi, był tak pewny swego, że omal nie usiadł obok tej, która zawróciła mu lekko w głowie kiedy ją pierwszy raz zobaczył. Chwilę temu, tutaj, w szkolnym, żółtym jak skórka cytryny, autobusie. Ona siedziała z kamiennym wyrazem twarzy, pomimo że w środku wszystko szalało. Ludzie wokół niej  przyglądali się tej sytuacji. Każda głowa była ciekawa jak to się potoczy. Siedziała myśląc intensywnie, pod lekką presją otoczenia. Chciała by usiadł. Po raz pierwszy spotkała w tym autobusie kogoś podobnego do niej. Spojrzała na niego. Szczupły, wysoki brunet o zniewalającym uśmiechu i niebieskich oczach. Na nogach miał zniszczone glany. "Dużo przeszły" pomyślała. Jeansy z mnóstwem dziur, przez które w niektórych miejscach nieśmiało wystawały pierwsze młodzieńcze włoski. Kiedy chodził było słychać ciche pomrukiwania jego łańcucha przyczepionego do spodni. Za luźna koszulka na której widniały jakieś chińskie znaki wisiała na nim jak na wieszaku. Ale mimo to, że wyglądał jakby chciał się zaraz rozsypać, miał w sobie coś co sprawiało, że nie mogła przestać o nim myśleć. Co ma robić? Pozwalając mu usiąść narazi siebie na kolejne krzywe spojrzenia i nieustające szepty. W tej szkole trzeba było niezwykle uważać na to co się mówi lub robi, kim się jest. Byli tu ludzie różnej maści. Od szkolnych cheerleaderek chodzących w tych krzykliwych strojach dzień w dzień i szkolnych sportowców zbierających sławę i zasługi, przez urodzonych raperów, muzyków, artystów, aktorów, tzw. kujonów, kończąc na ludziach jej pokroju. Była to na pozór mała grupka ludzi. Koło dziesiątki. Teraz już jedenastki. Mówiono na nich różnie. Ćpuny, metale, brudasy, odmieńcy. Lubili przebywać w swoim towarzystwie, mimo tego, że każdy się od siebie różnił. Alice miała dwójkę przyjaciół, Kornelię i Philipa. Tworzyli zgraną paczkę. Mimo że byli od niej o rok starsi, to zawsze byli dla siebie wsparciem. Traktowali młodszą koleżankę jak siostrę, nie pozwolili, by coś jej się stało. Takich przyjaciół to ze świecą szukać. Z drugiej strony jeżeli nie pozwoli mu usiąść straci szansę na poznanie osoby, która jest taka jak ona. Otworzyła usta, ale nim zdążyła coś powiedzieć kierowca autobusu krzyknął, że ma już usiąść, po czym ruszył swoją maszynę w stronę szkoły. Chłopak wykorzystał okazję i zbliżył się do nastolatki siadając koło niej. Odwróciła głowę, by nie musieć na niego patrzeć. Wiedziała, że zawiesił na niej swoje błękitne jak niebo oczy, co sprawiało, że czuła się co najmniej niekomfortowo. 

- Co tam? - spytał po kilku sekundach ciszy, podczas których zdążył się jej dokładnie przyjrzeć.

Długie, brązowe włosy. Bystre, duże, zielono-żółte oczy. Usta, które zdają się czekać, aż ktoś je pocałuje. Spojrzała na niego, przybliżyła głowę, dalej patrząc mu w oczy.

- Posłuchaj mnie. To, że siedzimy razem w autobusie nie znaczy, że musimy ze sobą rozmawiać. Umówmy się tak, że jak dojedziemy do szkoły wyjdziesz z autobusu i zapomnisz, że ta rozmowa w ogóle istniała - wyszeptała dziewczyna przez zęby. Chłopak pokiwał lekko głową patrząc w jej oczy, którymi chciała go przestraszyć, ale na niego to nie podziałało. Przed chwilą usłyszał najpiękniejszy dźwięk, jaki mógł kiedykolwiek usłyszeć - jej głos. Nawet szeptem i z wyraźnym niezadowoleniem brzmiał cudownie. 

Dotarli do szkoły nie odzywając się do siebie. Autobus się zatrzymał, wszystko poszło zgodnie z jej planem. Od razu udała się do swojej szafki, gdzie mogła odetchnąć z ulgą. Wiedziała, że to nie jest jeszcze koniec. 

- Cześć mała.

Obróciła głowę i zauważyła długowłosą blondynkę, której włosy w niektórych miejscach pokryte były krwisto czerwoną lub turkusową farbą. Uśmiech nigdy nie schodził z jej twarzy. Niebieskie oczy z nieco zwiększonymi źrenicami. Opierała rękę o drzwiczki od szkolnej szafki swojej młodszej przyjaciółki. Ubrana w to, co zawsze. Stare glany, spodnie w czerwoną kratę, czarna koszulka i skórzana kurtka. 

- Gdzie byłaś? - spytała brunetka biorąc książkę od angielskiego i zamknęła szafkę. - Znowu brałaś? Jasne, że brałaś. Widać po oczach.
- Oj tam, narzekasz tylko. W ogóle, widziałam, że jest tu jakiś nowy koleś. Wygląda jak my. Nie powiem, całkiem niezły jest - powiedziała patrząc przed siebie. Na ławce na dziedzińcu siedział właśnie on. Spojrzał na nich. Zielonooka szarpnęła przyjaciółką w stronę ławki, na której zawsze siedzieli z resztą "swoich".
- Kiedy go zauważyłaś?
- Jak wychodziliście z autobusu. Alice, kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć, że masz takiego fajnego kolegę?
- Zamknij się, ja nawet nie znam jego imienia. Przez to, że nie było Was w autobusie musiał siedzieć koło mnie - wyszeptała do niej kiedy zbliżały się do znajomych. 
- I nie znasz jego imienia?!
- Cicho! - uciszyła niebieskooką. Szybkim ruchem odwróciła się by spojrzeć na tego chłopaka. Nie było go. - Kurwa.

Blondynka usiadła koło Johny'ego. To on był jakby prezesem tej całej zgrai. Alice traktowała go jak ojca, którego nie w rzeczywistości nie miała. Zginął tydzień po jej narodzinach. Był wojskowym, został postrzelony. Dziewczyna pamięta go tylko ze zdjęć. Dla Johny'ego była oczkiem w głowie. Tak, można powiedzieć, że gdyby ktoś jej podskoczył, nie pożyłby długo. Wystarczyłoby jedno słowo do taty, słodkie oczka i cała ekipa stanęłaby za nią murem. Była tam najmłodsza, więc co się dziwić. Kornelia wyjęła paczkę fajek, poczęstowała znajomych i zapalili.

- Fu! Wynocha z tym dymem! - powiedziała Alice zakrywając usta dłonią i drugą starając się odpędzić te szare chmury. Odsunęła się, by odwrócić na pięcie i odejść.
- Gdzie idziesz? - zapytał Johny.
- Zaraz wrócę, zgłodniałam. 

Dziewczyna podeszła do automatu wpatrując się w zawartość maszyny. Paluszki, chipsy, różnego rodzaju batony. Myślała o tym chłopaku. Ciekawe czy usłyszał, że o nim rozmawiały. Miała nadzieję, że nie. Wrzuciła monetę. On jest dziwny. Widziała na jego rękach kilka blizn. Może z nim pogada. Wydukała odpowiedni kod. Nie może z nim rozmawiać. Nie chce. On zawrócił jej w głowie. Kiedy się o tym dowie może to wykorzystać. A na to nie może sobie pozwolić. Nie może znów dać się wykorzystać. Sięgnęła ręką i wyjęła orzechowy wafelek w mlecznej czekoladzie. Uwielbiała przerwy w tej szkole. Były na tyle długie, że mogła odpocząć albo spisać zadanie domowe, pobyć w towarzystwie ludzi, których kochała bardziej niż rodzinę, odetchnąć trochę, odizolować się od tych osób z jej klasy, których tak nie lubiła. Ale nie miała wyboru, musiała z nimi przebywać. Na szczęście tylko kilka godzin dziennie. Szła wolnym krokiem w stronę starych ławek stojących w cieniu na końcu dziedzińca, więc by się tam dostać trzeba narazić się na spojrzenia wszystkich wokół. Szła przez sam środek trzymając w jednej ręce słodkość, a w drugiej telefon, na którym sprawdzała nieodebrane wiadomości i połączenia. Mama próbowała się z nią skontaktować. "Później oddzwonię". Idąc zdążyła odpisać na kilka esemesów, które dostała. Zbliżając usłyszała kilka śmiechów, które dobrze rozpoznała. To była Kornelia i Philip. Ale był tam jeszcze jeden śmiech, którego nie potrafiła połączyć z nikim z tej ekipy. Czyżby to... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz