piątek, 28 lutego 2014

Desire

- Tak? – powiedział niepewnie.

Dziewczyna odsunęła się nieco odwracając wzrok. Wstała, wzięła ubrania i udała się do łazienki. Wróciło sumienie, czuła się strasznie. Szybkimi ruchami wyciągnęła plastikowe opakowanie, rozsypała część zawartości na blacie, ułożyła dwie kreski i wciągnęła za pomocą banknotu. Założyła na siebie ciuchy i wróciła do pokoju. Nie było go. Zeszła powoli na dół, do salonu. Patrzyła smutnym wzrokiem na siedzącego chłopaka. Był odwrócony do niej plecami, więc nie widziała jego twarzy. Twarzy, która w tamtej chwili miała milion uczuć na sobie. Nie widział, co myśleć. W jednej chwili go pragnie a w drugiej od niego ucieka. Znowu to zrobiła, ale tym razem to zabolało. Myślał, że już tego nie zrobi, że z nim zostanie, nie będzie uciekać. Podeszła do niego nie odzywając się, wiedziała, że nie tego się spodziewał. Było jej go szkoda, ale dzięki białemu proszkowi odeszły wszystkie myśli, które broniły ją przed tymi uczuciami. Mogła się teraz na niego rzucić i oddać cała, ale wiedziała, że zepsuła to i nie łatwo będzie to odzyskać. Usiadła obok niego a on odwrócił głowę. Chciał na nią spojrzeć, ale wiedział, że jeżeli to zrobi znowu się zatraci w jej kocich oczach, wybaczy wszystko i pozwoli znowu się skrzywdzić. Musiała coś zrozumieć.

- Jared – szepnęła. Słyszał w jej głosie tą rozpacz, która łamała mu serce. – Jared, proszę – powtórzyła kładąc swoją dłoń na jego. On spojrzał na ich złączone ręce po czym lekko wyrwał się z uścisku cały czas patrząc na swoją dłoń. – Przepraszam, znowu zawiodłam… - mówiła – ja po prostu… Jared, lubię Cię. Nawet bardzo, ale po tym wszystkim to… To jakoś tak samo wychodzi, ja chcę tego, ale moje wnętrze mi na to nie pozwala… To jest straszne, bo czuję jakbym w sobie miała jeszcze jedną ‘mnie’, takiego tyrana. Boję się jej – szepnęła. Spojrzał na nią pierwszy raz odkąd tu przyszła. Te piękne, zawsze wesołe, zielone oczy. Po raz drugi widział je zapłakane. Momentalnie przed oczami stanął mu ten dzień, w którym niemal go pocałowała. To tego dnia zaczął tak za nią szaleć. Wtedy też płakała, ale nie przez niego. Płakała z jego winy. Kiedy uświadomił to sobie, przeklinał w myślach. Kurwa, Jared zajebisty z Ciebie chłopak, doprowadziłeś dziewczynę do płaczu. Ona nie patrzyła na niego, nie miała odwagi. Łza lekko powędrowała w jej oka w dół po gładkim policzku ale nie dane było jej dotrzeć do jego krańca. Na jej drodze stanęła jego dłoń, która złapała prawy policzek dziewczyny w celu odwrócenia jej głowy. Brunetka została zmuszona by na niego spojrzeć. Jego oczy były zmartwione. W głębi duszy ostro karał samego siebie, ale ledwo dało się to po nim poznać.

- Chyba Cię kocham – szepnął. Stanęło jej serce, nie spodziewała się tych słów. Jego oczy patrzyły na nią czekając na odpowiedź z jej strony. Ale ona nie potrafiła nic z siebie wydusić, mimo, że chciała mu tyle powiedzieć. Wiele razy otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wiedziała od czego zacząć. Uśmiechnął się do niej, co odwzajemniła lekko. Zbliżył głowę i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Dziewczyna pogłębiła go i już po chwili leżeli na kanapie wędrując swoimi dłońmi po ciele partnera. Pragnął z nią to zrobić, ale nie wiedział jak zareaguje, czy znowu nie ucieknie. Dlatego wyznaczył sobie granicę, do której mógł ją dotykać. Ona nie mogła się doczekać, aż tą granicę przekroczy, była bliska szaleństwa. On nadal nie miał koszulki, odziany był tylko w krótkie spodenki. Jeździła delikatnie opuszkami palców po jego nagiej skórze, co sprawiało, że w nim się gotowało. Spojrzał na nią ciężko oddychając i przejechał dłonią po jej nodze zatrzymując się na biodrze. Przegryzł wargę czekając na jej odpowiedź. Kiwnęła lekko głową i pocałowała go. Uśmiechnął się i jednych ruchem zdjął z niej koszulkę. Jego oczom ukazały się jej jędrne piersi, które oplatał jasnoróżowy biustonosz. Cieszył się, że ma więcej powierzchni do dotykania. Jego ręce biegały po jej ciele podczas gdy usta nie miały zamiaru oderwać się od jej warg. Po chwili jednak postanowił zjechać niżej. Składał delikatne pocałunki na jej szyi, na dekolcie, piersiach. Bawił się nimi podczas gdy ona gładziła jego włosy. Robiło jej się strasznie ciepło. Niebieskooki jedną ręką zręcznie rozpiął jej spodenki, które już po kilku sekundach znajdowały się gdzieś w kącie pokoju. Leżeli teraz w samej bieliźnie.

- Jared – powiedziała między pocałunkami. Odsunął się od niej, by móc objąć wzrokiem całą jej twarz. Dziewczyna przegryzła wargę. – Chodźmy na górę – wyszeptała. Chłopak uśmiechnął się zadziornie, złapał brunetkę w pasie i przewiesił przez ramię. Zaśmiała się krzycząc za każdym razem, kiedy pokonywali jakieś wzniesienie. – Puść mnie! – mówiła bijąc go lekko pięściami w plecy. Chłopak doszedł do góry schodów i posłusznie odstawił zielonooką na ziemię. Stała tam, piękna, naturalna, w samej bieliźnie, gotowa oddać mu dziewictwo. Zaśmiała się i uciekła w śmiechu do jego pokoju. Pobiegł za nią z uśmiechem na ustach. Wszedł do pomieszczenia i spojrzał na nią, czekała na niego po drugiej stronie łóżka. Chłopak powoli zaczął okrążać mebel, ale kiedy był już tak blisko jej ona ruszyła do przodu próbując przedrzeć się przez łóżko na drugą stronę pokoju. Niebieskooki szybkimi ruchami złapał ją w pasie i już po kilku sekundach siedziała na nim okrakiem a jej nadgarstki były uwięzione w jego dłoniach. Przyciągnął ją bliżej siebie składając na jej ustach delikatny pocałunek. Dziewczyna uwolniła się z uścisku i złapała jego twarz obdarowując ją delikatnymi całusami. On jeździł dłońmi po jej plecach co jakiś czas schodząc niżej w okolice pośladków, co nie było dla niej żadnym problemem. Po chwili chłopak szybkim aczkolwiek delikatnym ruchem zamienił ich miejscami. Teraz on siedział na niej.

***

Patrzył na jej piękne, nagie ciało jedną ręką lekko gładząc wewnętrzną stronę jej uda. Zagryzała wargę, chciała, by już się odważył to zrobić. Dawaj Leto, nie będę czekała wieczności. Złapała jego głowę by po chwili zbliżyć ją do siebie i przykleiła się do jego ust. Cicho wyszeptała jego imię a on uśmiechnął się zadziornie. Jego dłoń w ciągu sekundy przeniosła się z nogi dziewczyny w jej miejsce intymne. Lekko jęknęła kiedy poczuła poruszające się w niej palce chłopaka. Jej oddech stał się nieco cięższy, tak samo jak jego. Na początku robił to wolno, nie chciał zrobić jej krzywdy. Była jak płatek kwiatu, taka delikatna. Widząc w jej oczach pragnienie większej ilości tej rozkoszy przyspieszył, na co ona zareagowała lekkim odchyleniem głowy. Przegryzła wargę i złapała jego plecy wbijając w nie paznokcie.

- Jared – wyszeptała.
- Tak? – odpowiedział.
- Proszę, zrób to – spojrzała na niego. W jego oczach było zarówno pożądanie jej całej jak i lęk, zatroskanie.
- Nie boisz się, że będzie boleć? – powiedział na chwilę przerywając dawanie jej tego, o co prosiła wzrokiem. – Pierwszy raz może boleć…
- Jared… Ja nie jestem... – odwróciła głowę. Spojrzał na nią zdziwionymi oczami. Nawet nie musiał jej o nic pytać. Opowiedziała mu całą historię z Kyle'm.
- Zabiję drania - powiedział chwytając spodenki po czym zaczął je na siebie nerwowo wkładać.
- Jared...
- Jak on mógł tak Cię potraktować?!
- To już przeszłość. Przeprosił mnie, rozumiesz? Nie wiem czy tego żałował, ale między nami jest dobrze. Nie krępuję się stojąc koło niego, potrafię spojrzeć  w jego oczy.
- Ale...
- Żadnego "ale" - powiedziała łapiąc go za dłonie. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się czule. - Wszystko jest w porządku, okay? - Widziała jak jego emocje opadają. Usiadła koło niego zakrywając ciało pościelą i oparła głowę o jego ramię.
- Chciałem być tym pierwszym – powiedział smutno patrząc na swoje dłonie. Uśmiechnęła się lekko.
- Gdybym wcześniej wiedziała, że spotkam takiego chłopaka jak Ty to uwierz mi – zaczęła – byłbyś pierwszy – wyszeptała do jego ucha. Chłopak zwrócił głowę w jej stronę i pocałował ją. Po chwili usłyszał znajome dźwięki otwieranych drzwi.
- Idź się ubierz i zejdź na dół – powiedział wstając i pocałował ją jeszcze raz – poznasz moich rodziców.

Dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Przed chwilą omal się z nim nie kochała a teraz ma poznać jego rodziców. Tego było za wiele. Podczas gdy brunetka się przebierała, chłopak zszedł na dół by przywitać rodzicieli.

- Jared, skarbie – powiedziała kobieta w podeszłym wieku – mam nadzieje, że dobrze Ci minął weekend bez staruszków?
- Mamo, po pierwsze, nie jesteś jeszcze taka stara – zaśmiał się – a po drugie, weekend minął mi znakomicie. Wpadła do mnie… Koleżanka. Zaraz tu zejdzie, więc będziecie mieć okazję ją poznać.
- Czyżby mój synek się zakochał? Carl, kochanie, zrób cztery kawy – krzyknęła do męża – czy Twoja dziewczyna pija kawę?
- Mamo, to nie jest moja dziewczyna – powiedział sam sobie nie wierząc. – To tylko koleżanka.
- Ja coś o tym wiem, kochaniutki. Zaczyna się na koleżeństwie a kończy małżeństwem. Pomóż mi lepiej z tymi walizkami, bo widzisz, że matka stara, niedołężna.

Chłopak zaśmiał się i chwycił bagaże. 

poniedziałek, 24 lutego 2014

Love

- Panno Mitchell, proszę się obudzić.
- Co – przetarłam oczy – co się dzieje?
- Musimy zrobić pani niezbędne badania – powiedział lekarz. Skądś znam tą twarz, ale za cholerę nie pamiętam skąd. Wstałam a pielęgniarka podała mi dwa kubeczki – jeden z tabletkami, a drugi z wodą. Patrzyłam na pigułki chwilę po czym wrzuciłam je do ust zapijając napojem. Za rozkazem doktora usiadłam na wózku inwalidzkim i poczułam się senna. Moje powieki nigdy nie były takie ciężkie. Dlaczego…

Obudził mnie tępy dźwięk, więc otworzyłam jedno oko, by po chwili je zamknąć. Świetnie, ktoś postawił przede mną wielką lampę. Ale gdzie ja tak właściwie jestem. Siedzę, to wiem. Czekaj, nie mogę ruszyć rękoma i nogami. Co to jest? Dlaczego moje ręce są przywiązane do jakiegoś krzesła? Co się tu do cholery dzieje? Słyszę jakieś głosy, ktoś z kimś rozmawia. Całą uwagę skupiam na nich i po chwili dokładnie słyszę co mówią.

- Ale dlaczego chcesz to załatwić w taki sposób? – zapytała z wyrzutami kobieta.
- A co chcesz z tym zrobić? Dla niej już nie ma ratunku, więc co za różnica jak zabijemy ją jakimiś zastrzykami czy poprzez elektryczne krzesło? Jesteśmy naukowcami i doskonale wiesz, że czasem trzeba poświęcić jednego człowieka dla dobra całego społeczeństwa. Chociaż człowiekiem bym jej nie nazwał, bo – spojrzał na mnie – żaden organizm żywy nie zachowałby się tak w obliczu śpiączki jak ona. To jakieś monstrum.

Kobieta spojrzała na mnie z żalem w oczach a ja powoli łączyłam wątki. Chcą mnie zabić. Krzesłem elektrycznym. Wybrali dla mnie najgorszą śmierć z możliwych. I niby dlaczego? Jestem potworem? Dlaczego nic nie pamiętam? Kurwa, jaka śpiączka, o co im chodzi? To chyba jakiś nieśmieszny żart. Blondynka podchodzi do mnie wraz z doktorem a ja patrzę na nich szerokimi oczami.

- Kornelia – mówię do niebieskookiej – dlaczego mi to robicie? – nie odpowiedziała, spojrzała na doktora i udała się do pokoju dla personelu. Zwróciłam głowę w stronę lekarza i łzy napłynęły mi do oczu. – Jared – kręcę głową – proszę, nie rób mi tego. Dlaczego Jared? Dlaczego?! – krzyczę.
- Uspokój się to nie będzie niepotrzebnych ofiar – zaczął.
- I tak chcecie mnie zabić – zaśmiałam się. – Uważacie, że jestem jakimś potworem, chorą psychicznie osobą, tak? Zamiast mi pomóc i podejść do tego po ludzku to wolicie od razu mnie uśmiercić. Dorośle, Leto. Naprawdę.
- Nie rozumiesz – zdjął okulary, które od początku miał założone – wiele razy próbowaliśmy jakoś się  z Tobą dogadać, ale Ty jesteś nieprzewidywalna. Owszem, Kornelia dalej chciała próbować, ale ja już nie mam po prostu sił. Wiesz, że to co Ci się stało nie jest normalne i zdarzyło się pierwszy raz od początku istnienia wszechświata – wyolbrzymił to.
- I to jest powód, żeby mnie zabijać.

Nie odpowiedział. Odszedł ode mnie i przez pół godziny siedziałam w totalnej ciszy. Po tym czasie widziałam kilka osób ubranych w jakieś kombinezony a między nimi Jareda.

- Przepraszam Alice – zaczął, a w jego oczach widziałam napływające łzy – ale naprawdę musimy to zrobić.

Zaczęłam krzyczeć. Darłam się tak głośno jak jeszcze nigdy. A on stał kilka metrów przede mną, pomiędzy tymi ludźmi w kombinezonach i nic nie robił. Tylko stał, a ja krzyczałam. Łzy leciały po moich oczach i po jego oczach. Wyłam z bólu, fale przeszywały całe moje ciało, krzyczałam, że go kocham, że przepraszam, że ma przestać. Nie reagował. Stał tak co chwila wycierając  nowe łzy na jego policzkach.

- Jared proszę Cię, Jared!



Dziewczyna w ciągu sekundy znalazła się z pozycji leżącej w siedzącą ciężko oddychając. Miała szeroko otwarte oczy a na jej plecach czuła maleńkie kropelki potu. Rozejrzała się wokół ale zauważyła brak osoby, obok której chciała się teraz znaleźć. Szybkim ruchem wstała przy czym poczuła lekkie ukłucie w głowie. Poszła do łazienki się odświeżyć, i zeszła na dół do kuchni po szklankę wody. Wlewając zauważyła, że w pokoju obok leży ciemnowłosy. Wzięła łyka napoju, odstawiła szklankę i podeszła do niego. Wyglądał tak słodko jak spał, jego lekko otwarte usta, potargane włosy. Położyła się obok po cichu, tak by go nie zbudzić. Wtuliła się w niego dotykając jego nagiego torsu. Po jej całym ciele przeszedł przyjemny dreszcz, po raz pierwszy była z nim tak blisko i miała go na wyciągnięcie ręki. Mogła teraz dotknąć każdego centymetra jego ciała. Chłopak odwrócił głowę w jej stronę i uchylił jedno oko. Uśmiechnął się do niej, co odwzajemniła tym samym. Zbliżyła głowę do jego twarzy i złożyła na jego policzku całusa. On objął ją ręką i jednym ruchem znalazł się nad nią. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami i z bijącym sercem. W głębi duszy pragnęła by teraz rzucił się na nią jak głodne zwierzę na kawałek mięsa. Ale on tylko się na nią patrzył.

- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym Cię teraz pocałować – szepnął.
- To zrób to – odpowiedziała.
- Jesteś pewna? Nie chcę po raz kolejny Cię stracić.
- Jestem tego tak pewna – złapała jego głowę – jak tego, że oddycham. Chociaż brakuje mi przy Tobie tlenu. – spojrzał na nią zadziornie się uśmiechając.
- Ale wiesz, wolę mieć stu procentową pewność.
- Możesz być pewny – powiedziała najseksowniejszym głosem jaki potrafiła z siebie wydobyć. Chłopak uśmiechnął się szerzej i zbliżał głowę do jej twarzy, kiedy ona po raz kolejny mu się wyślizgnęła. Zaczęła uciekać śmiejąc się.
- Nie no, tego już za wiele. Ty razem przegięłaś – oznajmił niebieskooki i zaczął gonić dziewczynę. Alice kilkukrotnie okrążyła kanapę po czym skierowała się schodami na górę – do jego pokoju. Wleciała i zatrzasnęła za sobą drzwi mając kilka dodatkowych sekund, ale zamiast szukać drogi do dalszej ucieczki stanęła naprzeciw drzwi przegryzając wargę. Długie, brązowe włosy opadały delikatnie na jej ciało, kiedy on wszedł do pokoju. Zdecydowanym ruchem podszedł do niej i przywarł do ściany tak, że dzieliły ich milimetry.
- Teraz już mi nie uciekniesz – mówił w przerwach ciężko oddychając. Złapał za jej policzek i mocnym ruchem wpił się w jej delikatne usta. Brunetka chwyciła jego głowę pogłębiając pocałunek. Jej dłonie wędrowały po jego rozpalonym ciele a on drugą rękę opartą miał o ścianę. Nie mógł pozwolić sobie na więcej niż pocałunek, pomimo, że tak bardzo pragnął ją teraz dotykać. Pozwalał jej na te ruchy, bo chciał czuć na sobie jej gładkie dłonie. Nagle jednym ruchem skoczyła na niego oplatając nogami jego brzuch a on przeniósł swoje ręce z jej policzka i zimnej ściany na jej pośladki. Spojrzała w jego oczy, które iskrzyły i były prawie granatowe. On przez chwilę myślał, że znowu spróbuje mu uciec, ale na jego szczęście została na miejscu oplatając dłonie wokół jego szyi. Zwinnymi ruchami przeniósł ją na łóżko i po chwili już na niej leżał całując namiętnie. Ona niepozornie zbliżała dłonie w kierunku jego spodenek, gdy chłopak nagle wstał.
- Dobranoc – rzucił i udał się w stronę wyjścia.
- Nie możesz mnie teraz zostawić! – powiedziała z wyrzutami zielonooka, a widząc, że to nie poskutkowało odwróciła się do niego plecami z obrażoną miną. Po chwili poczuła na sobie jego męskie dłonie i ciepło jego ust na szyi.
- Masz rację, mogłabyś mi znowu uciec, a tego bym sobie nie wybaczył – wyszeptał wprost do jej ucha. Dziewczyna uśmiechnęła się i zasnęli.


Obudziły ją promienie słońca, więc przetarła oczy przypominając sobie wydarzenia z poprzedniej nocy. Ciekawiło ją, czy gdyby nie zasnęła robiliby to. Pomimo wszystko nie żałowała. Po raz pierwszy nie nienawidziła siebie za to, że zrobiła coś takiego. Czuła się dziwnie, inaczej. Nie poznaję Cię, Mitchell. Odwróciła głowę w stronę jego twarzy i uśmiechnęła się. Nie mogła się napatrzeć tego widoku. Dotknęła lekko jego skóry, po czym zaczęła gładzić ciemne włosy.
- Dzień dobry – wyszeptał otwierając oczy i przyciągnął ją bliżej siebie. Zielonooka patrzyła w jego niebieskie oczy, w których przez moment było mnóstwo niepokoju, wahania i stresu, ale widząc jej uśmiech to wszystko się ulotniło. Złożył na jej ustach lekki pocałunek na co ona zareagowała tym samym tylko ze zdwojoną siłą. Chciała go całować, być przy nim póki jeszcze może. Sekundę później leżała już na nim a on biegał dłoniami pod jej koszulką. Spojrzała na niego przegryzając wargę.

- Jared…

niedziela, 23 lutego 2014

Lost

- Alice gdzie jesteś?
- Jared – mówiła – Jared pomóż mi. Nie chce, żeby oni mi coś zrobili.
- Kto? Powiedz mi gdzie jesteś? – niemal krzyczał do słuchawki.
- Nie wiem Jared… Jakiś pokój, nie wiem co się dzieje. Pomóż mi.
- Jak Ty się tam znalazłaś?
- Zadzwoniłam do Pete’a, żeby mi dał jakiś towar – płakała – spotkaliśmy się w parku i on mnie tu zaprowadził.. I… Boję się, że coś mi zrobi…
- Alice, posłuchaj mnie. Schowaj telefon i nie bój się, dobrze? Zaraz tam będę. Musisz być dzielna.

Chłopak rozłączył się i szybkim krokiem skierował się w stronę domu, który bardzo dobrze znał. Blondynka szła za nim próbując go dogonić. A on po raz kolejny się nienawidził. Nienawidził siebie za to, że ich ze sobą zapoznał. Przecież znał go całe życie, wie jak potrafi potraktować dziewczyny.

- Poczekaj no, nie mam takich ruchów jak Ty – krzyczała za nim Kornelia. Chłopak w jednej sekundzie przypomniał sobie, że ona także szuka dziewczyny i gwałtownie się zatrzymał. Poczekał aż blondynka dorówna mu kroku i ruszyli dalej. – Wiesz, gdzie jest?
- I to za dobrze – mówił przez zęby. – Kiedyś tam często przebywałem.
- Więc gdzie idziemy?
- Do Pete’a.
- Tego dilera, którego zaprosiłeś na jej urodziny? Ona tam jest?
- Niestety. Dlatego trzeba się pospieszyć. Kornelia, ja znam takich ludzi jak on. Są nieprzewidywalni. A skoro Alice chciała od niego narkotyki…
- Narkotyki?!
- Nie wiem co dokładnie. Ale skoro chciała to on jest zdolny do wszystkiego. Kurwa jak ja siebie nienawidzę.
- Będzie dobrze – poklepała go po plecach. On spojrzał na nią w niepokojem w oczach.

Zbliżali się do obskurnego budynku, w którym znajdowała się brunetka obmyślając plan.
- Ty go omamisz, wiesz – mówił – pomachasz rzęsami, włosami, czymkolwiek. Ja w tym czasie jej poszukam. Ważne jest to, żebyś odwróciła jego uwagę w stu procentach.
- Dam radę – uśmiechnęła się – nie takie rzeczy się robiło – zaśmiała się i nagle z kamienicy wybiegła jakaś dziewczyna.
- Alice – szepnął ciemnowłosy i wystąpił na przód. Zapłakana brunetka wpadła w jego ramiona z taką siłą, że oboje znaleźli się na chodniku. – Jezu, nic Ci nie jest?
- Jared przepraszam – mówiła płacząc w jego ramiona. Niebieskooki siedział na zimnym betonie tuląc do siebie dziewczynę, której za nic w świecie nie chciał stracić. Pozwolił, by płakała w jego ramie, myśląc w międzyczasie jak dopaść tego drania.
- Dasz sobie radę? – spytała blondynka kładąc dłoń na jego ramieniu. Chłopak odpowiedział skinieniem głowy i patrzył jak dziewczyna znika za rogiem ulicy.
- Chodź – powiedział wstając – zabiorę Cię do domu. Porozmawiamy.

***

- Zrobię Ci herbaty.

Dziewczyna  ukradkiem spoglądała na znikającą postać bruneta. Nie bardzo pamiętała co działo się kilka godzin temu i dlaczego teraz siedzi w jakimś nieznanym pokoju, ale w sumie spodobało jej się to, że chłopak się o nią martwił. Dziewczyno, co z Tobą, ogarnij się, kurwa. Po chwili niebieskooki wrócił z kubkiem gorącego naparu i usiadł obok niej.

- Dlaczego do niego zadzwoniłaś? Alice, wiesz przecież, że narkotyki są złe – mówił do niej. – Mogło Ci się coś stać – czekał na jej odpowiedź, ale jej wzrok był skupiony na podłodze. – Martwiłem się o Ciebie.
- Przepraszam – szepnęła odwróciwszy głowę w jego stronę. – Naprawdę przepraszam. Nie miałam pojęcia, że to się tak potoczy.
- Nie, to ja przepraszam. Nie wiedziałem co przeszłaś, nie powinienem Cię wtedy pocałować.
- To nie Twoja wina – powiedziała łapiąc go za rękę. – Kiedyś może znowu się pocałujemy, ale tym razem może będę trzeźwa.
- To znaczy, że nie chcesz zrywać znajomości?
- Oczywiście, że nie – oparła się o niego. – Jesteś jedynym chłopakiem od czasu… - przerwała. – Naprawdę dobrze mi się z Tobą spędza czas.
- Mi też – uśmiechnął się. – Masz herbatę, powinna pomóc. I masz mi już więcej nie brać żadnego świństwa. Sam kiedyś w to wpadłem.  Nie chcę żeby i Ciebie to spotkało – objął ją po czym podszedł do komody. – Jaki lubisz kolor?
- Czerwony – odpowiedziała i wzięła łyka napoju – a co?
- Łap – rzucił w jej stronę męską koszulką w tym kolorze. Dziewczyna spojrzała na niego pytającym wzrokiem. – Nie pozwolę Ci się włóczyć po mieście. Będziesz spała u mnie.
- A Twoi rodzicie?
- Nie ma ich – powiedział szukając dolnej części jej dzisiejszej pidżamy. – Wyjechali do dziadków czy gdzieś. Nie wiem.
- Czyli mamy cały dom dla siebie, tak? – spytała zmysłowym głosem obejmując go od tyłu.
- Teoretycznie tak – odpowiedział odwracając się w jej stronę i odwzajemniając uścisk.
- To co będziemy robić? – patrzyła w jego niebiańskie oczy, które zrobiły się nieco ciemniejsze.
- A co chcesz? – spytał przybliżając twarz. Dziewczyna uśmiechnęła się zadziornie i zagryzła wargę.
- Noc filmowa! – niemalże krzyknęła wyswobadzając się z uścisku. Wzięła ciuchy i udała się do łazienki śmiejąc się. Chłopak westchnął i uśmiechnął się. Kochał i jednocześnie nienawidził, kiedy tak robiła. Chciał ją pocałować jeszcze raz, tym razem pod jej pozwoleniem. Wyjął z szafki jeszcze jedne spodenki, które jednym ruchem znalazły się na nim zamiast spodni. Ściągnął koszulkę i udał się na dół, do kuchni, by przygotować popcorn. Po kilkunastu minutach w progu pomieszczenia stanęła dziewczyna. Spojrzeli na siebie i obojgu zrobiło się tak samo gorąco. On widział jej zgrabne nogi, podobało mu się jak jego luźna koszulka wisi na jej sylwetce, jej spięte w kok włosy i brak makijażu. Naturalna powodowała, że zakochiwał się w niej jeszcze bardziej. Ona spoglądała na jego tors. Jeszcze miesiąc temu myślała, że pod koszulkami, które zwykł nosić jest tylko marny szkielet, ale teraz patrzyła na idealnie wyrzeźbione ciało. W tym świetle jego oczy wydawały się jeszcze bardziej niebieskie a włosy delikatniejsze niż płatek róży. Uśmiechnął się do niej na co lekko się zarumieniła. Spuściła wzrok na swoje stopy.

- Chodź – powiedział podchodząc do niej – wybierzesz jakiś film a ja skoczę do piwnicy po coś do picia. – posadził ją na kanapie i dał do ręki pilota. Udał się schodami w dół dziękując, że jest tu tak chłodno. Jej ciało, mimo, że było w większości zakryte, powodowało, że się gotował. Stanął przed lodówką wypełnioną po brzegi różnymi napojami i już chciał chwycić dwie puszki piwa, ale stwierdził, że po tym, co się ostatnio działo wolał mieć ją trzeźwą. Ona upewniła się, że chłopak na jakiś czas zniknął z pokoju i udała się do łazienki. Wyjęła mały woreczek i rozsypała trochę na blacie. Tym razem mniej, żeby mną tak nie jebnęło. Ułożyła z tego dwie małe kreski, które po sekundzie były już w niej. Wiedziała, że robi źle, ale miała wytrzymać z nim całą noc, potrzebuje jakiegoś dopalacza. Ogarnęła się trochę i ruszyła na dół chowając po drodze plastikowe opakowanie do spodni. Usiadła na kanapie i przeglądała filmy w wypożyczalni, ale na żaden nie mogła się zdecydować. Poczekała więc aż brunet wróci i pomoże jej w wyborze.

- I co masz? – spytał uśmiechając się i siadając obok niej.
- Nic. Nie wiem co chcę obejrzeć. Ty coś wybierz – odpowiedziała wtulając się w niego.
- No dobra – zaśmiał się. – Na co masz ochotę?
- Może jakiś horror.
- Nie boisz się? – spytał patrząc na nią troskliwie.
- Boję – odpowiedziała – i o to chodzi – szepnęła.


Chłopak zaśmiał się i włączył pierwszy lepszy film. Brunetka wtuliła się w niego a on objął ją ramieniem. Nie zauważył, kiedy dziewczyna zasnęła, więc po cichu wyłączył telewizor i wziął  ją na ręce w celu zaniesienia do jego łóżka. Nigdy nie niósł tak lekkiej dziewczyny. Wydawała się piórkiem w jego objęciach. Spojrzał na nią, tak ślicznie wyglądała, kiedy spała. Udał się z nią na górę pilnując, by w nic nie uderzyć i ułożył ją na łóżku. Przykrył kołdrą i ukucnął obok niej. Przez chwilę gładził jej włosy napawając się widokiem dziewczyny śpiącej w jego ubraniach pod jego pościelą. Pocałował jej czoło i wrócił na dół, gdzie rozłożył kanapę i zasnął.

czwartek, 20 lutego 2014

Over

Otworzyła oczy, bo raziło ją światło popołudniowego słońca. Bolała ją głowa, więc postanowiła nie wstawać na razie z łóżka. Podniosła telefon leżący koło niej i zobaczyła kilka wiadomości i nieodebranych połączeń. Kornelia próbowała się do nie dodzwonić, więc dziewczyna wybrała jej numer i wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Dzień dobry – powiedziałam ochrypłym głosem.
- Siema – odpowiedziała blondynka – jak się czujesz?
- Źle. Boli mnie głowa i sucho mi w gardle. A poza tym, słyszysz mój głos. Jak się wczoraj bawiłaś?
- Zajebiście, ale Ty chyba lepiej – zaśmiała się.
- Co? – szepnęła z przerażeniem.
- No nie pamiętasz? – spytała, a nie otrzymując odpowiedzi wybuchła śmiechem. – Naprawdę nie pamiętasz! Dziewczyno, kleiłaś się do Jareda jak rzep psiego ogona. Ale widać on był z tego zadowolony.
- O kurwa – powiedziała i rozłączyła się. Próbowała przypomnieć sobie cokolwiek, co działo się poprzedniego wieczoru. Przed jej oczami było tylko mnóstwo dymu i litry lejącej się wódki. Po chwili widziała siebie trzymającą niebieskookiego za rękę, jego zbliżające się usta, pocałunek. Nie, to nie może być prawda. Spojrzała na telefon – kilka wiadomości. Nadawcą nie był nikt inny jak Jared. „Jak się czujesz?” . Czuła się okropnie, bo wczoraj dopuściła się czegoś, czego nie powinna. Odpisała mu, że jest dobrze i rzuciła telefon w głąb pościeli.

***

- Będę za kilka godzin! – rzuciła i wyszła.

Szła powolnym krokiem do miejsca, gdzie znajdowały się trzy małe stworzonka. Bała się spotkania z nim, wiedziała, że będzie musiała go spytać czy to prawda czy jednak jej głupi sen. Wiedziała, że będzie musiała się mu tłumaczyć, a tego obawiała się właśnie najbardziej. Kiedy wchodziła do pomieszczenia on już tam był.

- Hej – powiedziała nieśmiało nie patrząc na niego. On odwrócił się w jej stronę i odpowiedział tym samym.
- Jared ja… - zaczęła siadając.
- Co? – spytał i usiadł obok niej.
- Przepraszam za to, co się wczoraj stało, ja – mówiła wbijając niespokojny wzrok w podłogę – ja nie powinnam tego robić. I, wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale… Będzie lepiej, jeżeli nie będziemy się spotykać tak jak robiliśmy to dotychczas…
- Co Ty wygadujesz? – spytał spokojnie.
- Jared, nie wiesz jaka jestem. Znamy się raptem miesiąc – powiedziała patrząc w jego oczy po raz pierwszy dzisiaj.
- Ale chcę Cię poznać – odpowiedział łapiąc ją za dłonie, ale dziewczyna szybkim ruchem się uwolniła i wstała.
- Uwierz mi, nie chcesz. Przepraszam, ale naprawdę nie możemy się więcej widywać. Nie mam pojęcia co zrobisz z kotami, ale – próbowała powstrzymać łzy – one nie mogą tu zostać..
- Ale…
- Ty też nie – przerwała mu. Chłopak podniósł się i włożył zwierzaki do pudła. Podszedł do niej i spojrzał w jej oczy. Wiedział, że nie chce tego robić, ale nie miał pojęcia co nią kieruje. – Idź już – powiedziała odwracając wzrok i z trudem powstrzymując cisnące się łzy. Brunet wyszedł a ona upadła na kanapę płacząc.
- Jestem beznadziejna, jestem kurwa beznadziejna – powiedziała do siebie. Wzięła w dłoń telefon przypominając sobie, że wczorajszego wieczoru wzięła od kolegi niebieskookiego numer telefonu. Przebiegła po liście kontaktów w jego poszukiwaniach i lekko uśmiechnęła się widząc jego imię wśród innych numerów. Przyłożyła słuchawkę do ucha i oczekiwała na odzew z bijącym sercem.
- Tak słucham?
- Pete? Z tej strony Alice, mam do Ciebie pewną prośbę.

***

Chłopak szedł pustymi ulicami nienawidząc siebie za to, że pozwolił sobie na ten krok. Kurwa, gdyby nie to, siedziałbym teraz obok niej. Wstąpił do pobliskiego sklepu nocnego i kupił dwie butelki najtańszego wina i paczkę papierosów. Następnie udał się do znanego wszystkim miejsca przesiadywania takich ludzi jak on – opuszczony budynek koło szkoły. Na jego szczęście nikogo tam nie było, więc  mógł robić co mu się żywnie podobało. Po wypiciu pierwszej butelki i spaleniu kilku fajek już go nie obchodziła, nie myślał o niej. Po chwili do pomieszczenia weszła Kornelia z telefonem w dłoni i niepokojem w oczach.

- Widziałeś Alice?
- Nie – odpowiedział wypuszczając dym z ust.
- Kurwa – powiedziała chodząc nerwowo po pokoju. – Próbuję się do niej dodzwonić od godziny i nie odbiera, to do niej niepodobne.
- Pewnie ma lepsze zajęcia niż pilnowanie telefonu – odparł. Dziewczyna spojrzała na niego z niezrozumieniem w oczach.
- Słucham? Koleś, jeszcze wczoraj byłeś iście zadowolony, że chce spędzać z Tobą każdą sekundę i byłeś bliski szaleństwa kiedy tylko zniknęła Ci z oczu a teraz zachowujesz się jakby ktoś Cię podmienił. Co się do cholery stało?
- Kobiety – pokręcił głową. – Powiedziała mi dzisiaj, że przeprasza za to, co wczoraj zrobiła i że nie chce mnie znać – wymruczał. Blondynka otworzyła szeroko oczy i usiadła koło niego.
- Co wczoraj robiliście? Powiedz mi wszystko – ponaglała.
- Nic się nie działo, odprowadziłem ją do domu, gadaliśmy a potem… - przerwał – Potem się całowaliśmy. To tyle.
- Kurwa mać – powiedziała chowając twarz w dłoniach.
- O co wam wszystkim chodzi? – spytał ją z dziwnym wyrazem twarzy.
- Jared, znasz ją miesiąc, nie wiesz o niej wszystkiego. Ona jest… Inna.
- W sensie?
- Ja ją znam od kilku lat, kurwa mogłam Ci ją wybić z głowy. Posłuchaj, ona spotykała się kiedyś z takim… - przerwała. Lepiej, żeby nie używała tu żadnego imienia, bo wiedziała, że mimo iż niebieskooki tak się zachowuje dalej zależy mu na Alice i nie wiadomo co może zrobić. – Chłopakiem. Kochała go, a on ją podle wykorzystał. Zamknęła się w sobie, nie ufała nikomu. Długo czasu minęło kiedy znowu nauczyliśmy ją dogadywać się z chłopakami. Po tym wydarzeniu każdego uważała za okrutną, zdradliwą świnię.
- Nie wiedziałem – powiedział cicho.
- Skąd mogłeś wiedzieć, nikt o tym nie wiedział.
- Wiesz, gdzie może być?
- No nie mam pojęcia, myślałam, że będzie z Tobą, ale jej tu nie ma.

***

Wszystko jest takie piękne, mimo, że nie wiem gdzie jestem. Ptaszki tak wesoło ćwierkają, wszystko jest kolorowe. Chyba leżę, ale nie wiem gdzie. To trawa! Piękna, zielona, pachnąca trawa, jaka ona zabawna!  A to nade mną to co? Mówią, że to niebo. Kto do mnie mówi? Ah, to wy, chmury! Białe, duże i małe chmurki. Dlaczego jesteście tak daleko ode mnie? Próbuję wyciągnąć do was ręce, złapać was w dłonie ale nie mogę, nie uciekajcie ode mnie, proszę was. Chcecie się bawić, tak? Możemy się pobawić, ale nie wiem w co bawią się chmury, powiecie mi? Ta jedna, ta biała zrobiła z siebie serduszko. A tamta jest królikiem. Tak więc się bawicie, zabawne chmury. A co tam jest? Takie małe, leci za nim biały sznureczek. To samolot? Może chociaż go uda mi się złapać. Próbuję i nic, dlaczego? Niech ktoś mi powie. Usiądę, może zobaczę coś równie zabawnego jak te chmury – one mi się już znudziły. A co tam w dali jest? Jakieś małe klocki wbite w ziemię. Poczekaj, przecież to są budynki. Głupia ja.

***

- Dzwoń do niej ciągle, kiedyś musi odebrać.
- A co ja właśnie robię? – spytał przykładając telefon do ucha już kolejny raz.

Byli niemal wszędzie, w każdym miejscu,  gdzie mogła być. Ale nigdzie nie było po niej żadnego śladu. Nie było jej w domu, w szkole, w starym bunkrze ani na kanapie, na której jeszcze miesiąc temu po raz pierwszy spaliła skręta. Jaredowi coraz bardziej trzęsły się dłonie, ale nie przestawał do niej dzwonić. Kiedyś przecież musi odebrać. Już miał się poddać, kiedy pomyślał, że może tym razem odbierze i jeszcze raz wybrał do niej numer. Po raz kolejny usłyszał sygnał, który jakby dłużył się w nieskończoność, ale to połączenie nie skończyło się tak jak reszta. Usłyszał dźwięk odbieranego telefonu i po chwili ciszę.

- Alice?! – bicie swojego serca słyszał głośniej niż swój głos.

- Jared? – odpowiedziała z płaczem – Jared pomóż…

środa, 19 lutego 2014

Case

Odwróciła kartę, a na drugiej była godzina, która wyraźnie wskazywała na to, że ma zjawić się pod tym adresem o osiemnastej dziesięć. Dziewczyna ubrała się w obtarte jeansy i koszule w kratkę i postanowiła wypróbować swoją nową zdobycz. Kiedy była młodsza miała gitarę i nawet uczęszczała do szkoły muzycznej. Czas by przekonać się czy coś pamięta. Chwyciła lewą dłonią smukły i gładki gryf i dotknęła strun. Przyjemne zimno metalowych żyłek sprawiło, że po jej ręce przeszły ciarki. Próbowała przypomnieć sobie chociaż jeden z najprostszych akordów, ale żadnego nie pamiętała. Szybko wstukała w sieci frazę o podstawowych chwytach, włączyła pierwszą stronę i już wiedziała. Chwyciła pierwszy – a-moll. Potem szło już z górki, każdy następny akord przypominał jej piosenki, których się uczyła. Była tak pochłonięta grą, że nawet nie zauważyła kiedy dochodziła szesnasta. Odłożyła instrument i poszła ubrać buty. Postanowiła jeszcze wpaść do kociaków, czy aby czegoś nie potrzebują. Wyszła z domu i włożyła do uszu słuchawki. Po chwili dobiegły do niej smutne melodie Another Day – Amy Diamond. Pomimo, że jej humor był wręcz cudowny, to była idealna piosenka by pomyśleć w trakcie drogi. To było coś dla niej charakterystycznego, co by się nie działo zawsze myślała. Zazwyczaj jej ujęcia dotyczyły ostatnich wydarzeń, a niedawno działo się naprawdę dużo. Oczywiście nie mogła zapomnieć o niebieskookim, ciekawiło ją co dla niej wymyślił. Nie znała go, może tak naprawdę zrobić jej niefajnego psikusa i ją wystawić, ale wątpiła w to. Inaczej nie kupowałby jej gitary i nie zmusiłby się, by w sobotę wstać wcześniej i iść nie wiadomo ile, by zobaczyć jej potargane włosy i, według niej, koślawe, grube nogi. Miała kompleksy, owszem. Kto ich nie ma?

Już przy wejściu czekały na nią stęsknione kociaki skacząc na nią i biegając wokół. Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła. Kochała zwierzęta i chciałaby mieć kota, ale z powodu, że jej mama była uczulona na kocią sierść nie może sobie pozwolić na takiego pupila. Kątem oka zauważyła, że ich miski są puste.
- A więc dlatego się tak cieszycie? Jestem waszą lodówką, huh? – spytała śmiejąc się. W głębi duszy była wściekła na Jareda i postanowiła go zganić. Wybrała numer i przyłożyła telefon do ucha drugą ręką zajmując się nakarmieniem zwierzątek.
- Halo?
- Jak się umawialiśmy?
- O co chodzi? – spytał.
- O koty, Jared! – prawie krzyknęła – Wczoraj był dwudziesty piąty, zapomniałeś?
- O kurwa – powiedział cicho – Alice przepraszam, mam ostatnio dużo na głowie, naprawdę wypadło mi z głowy…
- A jakby poumierały z głodu, bo ‘wypadło’ Ci z głowy? – przerwała mu.
- Ale nic im przecież nie jest, prawda? – upewniał się chłopak. Nawet przez słuchawkę można było czuć jego nienawiść do siebie. Zawiódł ją. Czuł się okropnie.
- Na szczęście nie, poza tym, że są głodne – uspokoiła się.
- Przepraszam Cię – powiedział, ale tego już nie usłyszała. Rozłączyła się. Uśmiechnęła się lekko do jedzących kociątek i spojrzała w ekran telefonu. Powoli zbliżała się osiemnasta, więc upewniła się jeszcze dziesięć razy, że kotki są bezpieczne, mają wszystko co potrzeba i nigdzie w pobliżu nie ma jakiejś szparki, przez którą mogłyby przejść.

***

- Mamy dziesięć minut – powiedział chłopak do blondynki nerwowo patrząc czy wszystko jest tak, jak należy.
- Spokojnie – szturchnęła go – wszystko jest idealne. Będzie zadowolona – chłopak westchnął i uśmiechnął się do dziewczyny. – Powiedz mi – zaczęła siadając – zależy Ci na niej, co?
- Nawet nie wiesz jak bardzo – powiedział wbijając wzrok w palce. – Nigdy czegoś takiego nie czułem, to tak jakby samo wychodzi. Ona jest inna niż dziewczyny, z którymi byłem wcześniej. Jest wyjątkowa…
- Jest – uśmiechnęła się – i nie zapominaj o tym. A jak coś jej zrobisz, to będziesz miał na karku pół miasta, więc zanim do czegoś złego dojdzie zastanów się kilka razy – powiedziała a on spojrzał na nią ze zgrozą w oczach. – Haha, żartuję, ale fajna była Twoja mina – zaśmiała się.
-Kornelia, mogę Cię prosić? – spytał Philip wystawiając głowę z pokoju kuchennego. Dziewczyna wstała i udała się w stronę przyjaciela, a ciemnowłosy dalej siedział i myślał o niej.

Jej zielone oczy, takie tajemnicze. Jej roześmiane usta i dołeczek w policzku. Kolorowe końcówki, które napawają jej osobę jeszcze większą porcją pozytywizmu. Jej długie, szczupłe nogi. Chciał ją dotykać za każdym razem, kiedy ją widzi, musnąć jej usta. Jared ogarnij się, to tylko dziewczyna. Ona pewnie nic do Ciebie nie czuje. Wstał i udał się przed salę, która nie była duża, ale miała się tu zmieścić ich jedenastka i dodatkowo kolega niebieskookiego, który miał załatwić dobry towar. Dochodziła godzina, w której dziewczyna miała się tu zjawić, a wszyscy już byli na miejscu, łącznie z Pete’m. Po chwili dziewczyna zjawiła się – piękna jak zawsze. Podszedł do niej i przytulił jeszcze raz składając życzenia.

- Co znowu zmajstrowałeś? – spytała się uśmiechając się.
- Ja? Nic – skłamał śmiejąc się.  – Zapraszam do środka.

Weszli do ciemnego pomieszczenia. Po chwili światło się zapaliło a wszyscy obecni śpiewali jej „sto lat”. Uśmiechnęła się szeroko. Jednak pamiętali. Po odśpiewaniu każdy po kolej składał jej najserdeczniejsze życzenia. I potem się zaczęło. Wódka lała się jak woda z kranu, po godzinie pół sali wypełnił dym od papierosów i skrętów. Wszyscy się śmiali, ale nikt nie wiedział z czego. Jared siedział naprzeciw Alice ciągle na nią zerkając. Ona nie była mu dłużna i spoglądała na niego kiedy tylko miała okazję. Teraz była odważna, mogła zrobić wszystko. Nie było już barier, chociaż gdzieś w głębi jej cichym głosem krzyczała do niej jej rozsądku, że nie powinna. Po chwili chłopak wstał i wyszedł tylnymi drzwiami. Dziewczyna postanowiła wykorzystać okazję i poszła za nim. Brunet oparł się nogą o budynek i zapalił papierosa.

- Dlaczego palisz tutaj? Przecież tam i tak jest pełno dymu – spytała na wejściu.
- O, cześć – uśmiechnął się. – Chciałem sobie pomyśleć.
- Źle się bawisz? – zasmuciła się.
- O nie, zabawa jest świetna. Chciałem tylko… Przemyśleć coś – powiedział patrząc przed siebie, w zachodzące słońce. W lato ogromna gwiazda robi to coraz później. – Patrz jakie piękne. - Dziewczyna podeszła do niego opierając się o budynek i napawała się widokiem tego pięknego zjawiska.
- Nasz pierwszy zachód słońca – powiedziała opierając głowę o jego ramię. Po chwili zaśmiała się na co on odpowiedział tym samym.
- Pierwszy ale nie ostatni – powiedział a ona uśmiechnęła się do niego.  Czyli coś jednak z tego będzie pomyślała. Nie wiedziała, że on chciał, by coś z tego wyszło. Ale wszystko małymi kroczkami.

Po kilku kolejnych godzinach dziewczyna zrobiła się senna. Podeszła do rozmawiającego z Johny’m chłopaka i wtuliła się w niego.

- Uu, widzę, że coś tu się kroi – zaśmiał się Johny.
- Zamknij się, tato – uśmiechnęła się do niego. – Jestem zmęczona – szepnęła do niebieskookiego.
- Odprowadzę Cię, dobrze? – dziewczyna kiwnęła głową. Pożegnali się z wszystkimi i ruszyli w stronę jej domu.
- Jared.
- Tak? – spojrzał się na nią. Była pijana, ale i tak piękna. Miała rozszerzone źrenice i lekko potargane włosy, ale to go nie zniechęciło. Wręcz przeciwnie, chciał być teraz jeszcze bliżej jej.
- Dziękuję, że zrobiłeś dla mnie coś takiego – powiedziała wtulając się w niego.
- Nie ma sprawy. Zasługujesz na to – szepnął do niej na co się uśmiechnęła.

Dziewczyna splotła swoje palce z jego palcami uśmiechając się do niego. W nim emocje buzowały, jej dłonie były takie delikatne, takie ciepłe. Byli już w pobliżu jej domu kiedy do jego głowy wpadł ten pomysł. Przecież jest mała szansa, że brunetka cokolwiek jutro będzie pamiętać, więc może to teraz zrobić bez żadnych przeciwności. Zatrzymali się przed jej bramą ciągle złączeni dłońmi. Podszedł do niej łapiąc ręką jej gładki policzek. W duszy dziękował sobie, że tyle nie pił, że przez pewien czas będzie mógł napawać się dotykiem jej skóry. Ona wiedziała co nastąpi, ale nie próbowała tego zatrzymać. Raz się żyje, będzie potem tego żałować, ale teraz żądza jego ust była głośniejsza niż najgłośniejszy krzyk rozsądku. Ich wargi zbliżały się niebezpiecznie szybko, by po chwili złączyć się w pocałunku, którego on nigdy nie zapomni. Jego serce biło jak szalone, tak samo jak jej. Można rzec, że ich serca znalazły wspólny rytm. Wydawać się mogło, że to bicie słychać na całej ulicy, ale tak naprawdę tylko oni je słyszeli. Każdy swoje. Ona złapała jedną dłonią jego włosy i pogłębiła pocałunek. Nie chcieli go kończyć, ale ona musiała iść do domu. Jutro i tak się spotkają, i każde z nich wiedziało, że ich spotkanie będzie inne. Będą pamiętać co działo się poprzedniej nocy, ale żadne się nie przyzna.


- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego – spojrzał w jej oczy ciągle trzymając w dłoniach jej głowę jakby miała spaść kiedy ją puści. Ona patrzyła na niego uśmiechając się. Jeszcze raz musnęła jego usta i wtuliła się w niego ciesząc się, że może czuć jego zapach jeszcze przez tą krótką chwilę. Oderwała się od niego z trudem i ruszyła w stronę domu. On ciągle tam stał w razie jakby miała zaraz zemdleć. Przed otworzeniem drzwi dziewczyna jeszcze raz się obejrzała i uśmiechnęła do chłopaka. On odpowiedział tym samym, po czym brunetka zniknęła w ciemności dobiegającej z budynku. 

wtorek, 18 lutego 2014

Birthday

- Kotki! – krzyknął chłopak rozradowany. – Jejku, małe kociaki. Jakie słodkie.

Dziewczyna patrzyła jak brunet biegnie do zwierzaków i klęka przed nimi zaprzyjaźniając się. Stała opierając się o framugę i śmiejąc się z poczynań ciemnowłosego. Ten po chwili chwycił wszystkie i zwrócił się w stronę zielonookiej. Minął ją wlepiając wzrok w puszyste kulki na jego rękach i skierował się w stronę głównego pokoju. Dziewczyna poszła za nim zostawiając pusty, zdemolowany pokój.  Chłopak położył je na kanapie i usiadł obok nie przerywając zabawy.

- Co my z nimi zrobimy? – spytał uśmiechając się do nich.
- Bo ja wiem – zaczęła zielonooka siadając obok i oparła głowę o jego ramię – one są małe, trzeba znaleźć ich mamę, zająć się nimi. Nie mogą tu zostać, chyba, że ktoś będzie codziennie tu przychodzić.
- Możemy przecież przychodzić zamiennie.

Brunetka patrzyła jak kociaki gryzą ruszające się palce Jareda myśląc co zrobić. Chciała móc zabrać je do domu, ale wiedziała, że nie może. Z drugiej strony mogliby tu przychodzić codziennie i się nimi zajmować. Ale jak na razie trzeba je chociaż nakarmić. Zielonooka wstała, na co chłopak od razu zareagował.

- Gdzie idziesz?
- Po mleko – powiedziała biorąc torebkę – i jakąś karmę. Zajmij je czymś.

W czasie kiedy dziewczyna była na zakupach Jared postanowił poszperać w pokoju, w którym znaleźli kociaki. Najpierw znalazł jakieś pudełko, które można było w łatwy sposób zamknąć, wyciął w nim kilka dziurek na światło i tlen i włożył tam koty. Jeszcze raz spojrzał na bawiące się ze sobą trzy małe zwierzątka. Jeden był rudy z czarnymi skarpetkami, drugi miał szare prążki na białej sierści a trzeci był cały czarny. Ostatni spodobał mu się najbardziej, może dlatego, że miał niebieskie oczy, kiedy pozostałe były posiadaczami brązowych. Wziął latarkę i udał się do pomieszczenia. Pachniało tu trochę ładniej niż w pokoju, w którym Alice znalazła zwłoki. Może tam gdzieś była ich matka. Szperając w stercie połamanych krzeseł i brudnych szmat chłopak wpadł na genialny pomysł.

***

- Halo?
- Gdzie jesteś? – spytała kobieta.
- Umm… Jestem u Kornelii. Pomaga mi w matmie – skłamała.
- Wróć przed dwudziestą pierwszą, dobrze?
- Będę w domu punktualnie – rozłączyła się.

Szybkimi ruchami palców poinformowała przyjaciółkę, że jakby co jest u niej. Podczas gdy jedna dłoń ciężko pracowała dobierając odpowiednie litery, druga wrzucała do koszyka wszystko co popadnie: kocie smakołyki, pluszowe myszki, plastikowe piłeczki. Po niespełna pół godzinie wyszła ze sklepu i udała się w stronę parku. Przed nią jeszcze dziesięć minut spaceru, więc postanowiła przez chwilę pomyśleć. Na pierwszy plan wskoczył nikt inny jak Jared. Nie wiedziała co o nim sądzić. Mieszało jej się w głowie. Zdawało jej się, że jest to chłopak z głową na karku, trzeźwo myślący, a okazuje się, że wystarczy postawić przed nim kilka kotów i zamienia się w rządnego zabawy pięciolatka. Na samą myśl o tym na jej twarzy pojawił się uśmiech, którego nijak nie potrafiła ściągnąć z ust. Była już w parku, kiedy myślała o przyszłości. O ich przyszłości. Jeżeli w ogóle będzie istnieć. Nigdy nie czuła do chłopaka czegoś takiego. Wcześniej było to tylko pragnienie poczucia ciepła męskich ust, silnych dłoni na ciele i chęć bycia lepszą niż koleżanki. Bo o to wtedy chodziło. Ale z nim jest inaczej. Teraz chce widywać go codziennie nawet tylko, żeby powiedzieć „cześć”, chce z nim rozmawiać o pogodzie, znać całą jego historię, czuć na sobie jego wzrok. Zeszła na dół, ale ku jej zdziwieniu w głównym pomieszczeniu nie było ani ciemnowłosego, ani kotów. Położyła siatkę z różnościami i torebkę na stole i stanęła przed tunelem wołając Jareda raz, drugi. Nie ma. Odwróciła się i w tym samym czasie ktoś złapał ją od tyłu przytrzymując dłonią usta tak, by nie mogła nic z siebie wydusić. Postać ciągnęła za sobą Alice aż do kuchni, gdzie pozwoliła jej się wyswobodzić. Dziewczyna ze zdenerwowaniem odwróciła się głową w stronę agresora.

- To nie było śmieszne – uderzyła go otwartą dłonią w brzuch. Spojrzała na niego zimnym wzrokiem.
- Przepraszam – zaczął – chciałem Ci zrobić niespodziankę – wskazał ręką w głąb pomieszczenia. Pod ścianą stał duży karton a w nim ułożone były jakieś stare koce a na nich smacznie spały kociaki. – Pomyślałem, że to będzie dla nich najlepsze miejsce, będą tu bezpieczne póki…

Nie dokończył, bo dziewczyna złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie. Stali przed kartonem obejmując się.

- Przyniosłam im kilka rzeczy – powiedziała po chwili brunetka. Ruszyła do salonu a chłopak poszedł za nią. – Jakieś miski na jedzenie i mleko, zabawki.
- Kupiłaś pół sklepu – zaśmiał się Jared.
- Nie mogłam się powstrzymać, przepraszam – powiedziała robiąc kocie oczka. - Ja będę przychodzić w dni parzyste, Ty w nieparzyste, w niedziele przychodzimy razem, pasuje?
- Jak ulał – uśmiechnął się.
- Mleko trzeba będzie wymieniać codziennie, póki nie urosną trzeba będzie też wymieniać karmę. Potem jak przerzucą się na suchą trzeba będzie tylko dopełniać miski.
- Musiałaś mieć dużo czasu, by to dopracować  - uśmiechnął się – ale ja też się nie leniłem. Mam jeden, mały plan.
- Dowiem się co to za plan? – spytała a chłopak podszedł do niej.
- Na razie nie – szepnął – muszę spadać, mam coś do załatwienia - podszedł do niej obejmując ją. – Dasz sobie radę?
- Ja bym nie dała? – uśmiechnęła się. Jared pocałował ją w czoło i poszedł.

*MIESIĄC PÓŹNIEJ*

- Alice!

Dziewczyna leżała na łóżku, promienie letniego słońca przedzierały się przez okno i wpadały do jej pokoju. Dzisiaj kończy siedemnaste urodziny. Spojrzała na ekran telefonu, na którym ku jej zdumieniu nie było ani jednej nieodebranej wiadomości czy połączenia mimo iż było południe. Zapomnieli? Owszem, nie wspominała im nic o nadchodzącym święcie, ale gdyby im na jej chociaż trochę zależało wysłaliby głupie „sto lat”. Ale nie zrobili nawet takiej banalnej rzeczy. Wstała z rozczarowaniem i udała się w stronę dobiegającego dźwięku. Usiadła na wysokim, barowym krześle w kuchni i czekała aż mama przyrządzi jej śniadanie. Po chwili dostała górę naleśników z dekoracją z cukru pudru, która przedstawiała liczbę „17”. Matka złożyła życzenia córce dając jej małe pudełko i poszła otworzyć drzwi, do których ktoś się dobijał. Brunetka wzięła w dłonie opakowanie analizując każdy kąt i myśląc co tam może się znajdować. Ostrożnie podniosła wieko i jej oczom ukazała się czarna wyściółka z szparą na pierścionek, ale zamiast biżuterii była tam kostka do gitary. Nie wierzyła własnym oczom, jej marzenie się spełnia. No, może nie do końca, bo jak na razie dostała tylko piórko, ale i tak do jej oczu napłynęły łzy wzruszenia. Po chwili w drzwiach zobaczyła szeroko uśmiechającego się chłopaka trzymającego za sobą czarną gitarę z czerwoną kokardą. Dziewczyna zasłoniła usta dłonią, nie wierzyła, że to się dzieje.

- Wszystkiego najlepszego – powiedział i podszedł do brunetki. Podał jej gitarę a ona chwyciła ją, odłożyła na bok i rzuciła mu się na szyję.
- Dziękuję – powiedziała patrząc mu w oczy. Nie przeszkadzało jej to, że była ubrana w krótkie, błękitne spodenki i za dużą koszulkę z Batmanem. Nie obchodziło jej, że widział ją bez makijażu, z poczochranymi włosami i że w każdej chwili mógł spojrzeć na jej nogi, których tak nienawidziła.

- Haha – zaśmiał się – to jeszcze nie koniec niespodzianek. Masz – podał jej starannie zamkniętą kopertę uśmiechając się.
- Co to?
- Wszystkiego najlepszego – powiedział przytulając ją jeszcze raz i wyszedł z mieszkania. Jej mama wróciła do domowych zajęć - włączyła radio i zaczęła sprzątać. Dziewczyna stała tam z białą kopertą z małym, czerwonym serduszkiem z prawym, górnym rogu. Zjadła naleśniki ze smakiem ciągle patrząc na kopertę. Zastanawiała się co tam jest. Wzięła kopertę w dłonie i powoli ją otworzyła. Była tam tylko mała karteczka z adresem. Co on wymyślił?

niedziela, 16 lutego 2014

Secret

- Przepraszam - zaczęła dziewczyna - nie wiedziałam.
- A skąd miałaś wiedzieć? - uśmiechnął się.

 Brunetka siedziała ze spuszczoną głową nie wiedząc co powiedzieć, jak się zachować. Pewnie nie jednemu znane jest to uczucie, które przychodzi po usłyszeniu jakiejś przykrej historii, z którą nic się nie da zrobić, ale jest po prostu smutna i to jest najgorsze. Poczuła ciepło na swojej dłoni, więc odwróciła głowę w stronę chłopaka. Widząc jego szczery uśmiech i błękitne oczy, które patrzyły na nią dzisiaj tak jakoś inaczej, mimowolnie się uśmiechnęła.  

- Wiesz… Jestem tu od dwóch lat, ale tak naprawdę wcale nie znam tego miasta – powiedział zabierając dłoń z jej i patrząc gdzieś w głąb parku.
- Co powiesz na to, żebym Cię oprowadziła?
- Naprawdę? – spytał uśmiechając się szeroko. Wiedziała, że o to mu chodziło, że chciał by to pytanie padło, ona też  chciała spędzić z nim jak najwięcej czasu. Odpowiedziała mu uśmiechem i po chwili już szli. – Więc gdzie idziemy najpierw?
- Zobaczysz – zaśmiała się.

 Spojrzał na nią, w jej tajemnicze oczy i piękny uśmiech i dalej nie mógł uwierzyć w to, że przed nim stoi, że poznał kogoś takiego. On wie, że jeszcze przez długi czas będzie musiał ukrywać to, co do niej czuje, bo sam nie jest jeszcze pewny co ona myśli o nim. Ta dziewczyna jest nieprzewidywalna, przy niej wszystko może się zdarzyć. Spacerowali po parku, gdy nagle koleżanka skręciła w boczną, długo nie używaną uliczkę. Chłopak w pierwszej chwili patrzył na nią jak na kogoś niekoniecznie zdrowego umysłowo. Brunetka złapała go za rękę i przyciągnęła bliżej siebie.

- Ćsii – szeptała kładąc mu palec na usta. Miał takie delikatne wargi, chciała by zamiast jej palca były tam teraz jej usta. Od razu skarciła się za takie myślenie. – To bardzo tajne miejsce, nikt o nim nie wie. Tylko ja. Zasłoń oczy – rozkazała.
- Po co?
- Po prostu zasłoń. Proszę – chłopak podał do jej dłoni przepaskę i pozwolił by zawiązała ją wokół jego oczu. Poczuł ciepło na jego dłoni i lekkie szarpnięcie.
- Idziemy – powiedziała.

Szedł prawie co chwilę się potykając, to o jakieś wystające gałęzie, to z powodu nierównego terenu. Ale mimo to czuł się bezpiecznie i dobrze. Może dlatego, że ona ciągle trzymała jego dłoń. Dziewczyna zatrzymała się a chłopak wpadł na nią obejmując w obawie, że stoją nad jakąś przepaścią i może spaść.

- Przepraszam, nie zauważyłem Cię – powiedział śmiejąc się.
- Jesteśmy – oznajmiła brunetka zdejmując mu z oczu przepaskę. Przed nim rozpościerał się ogromny teren pokryty trawą i różnobarwnymi kwiatami.
- Przecież już tutaj byliśmy – oznajmił. Dziewczyna tylko się zaśmiała, pociągnęła go za rękę i zaprowadziła w głąb lasu. Cały czas uważnie rozglądała się, czy nikogo w pobliżu nie ma, jakby bała się, że jej niecny plan się nie powiedzie. – Chyba nie chcesz mnie tu zabić, nawet jeszcze nie zdążyliśmy… - dziewczyna odwróciła do niego głowę uśmiechając się i podnosząc jedną brew. – A nie ważne.
Po kilku sekundach zielonooka stanęła i obejrzała się jeszcze raz wokół. Mając stuprocentową pewność, że poza nimi nie ma tu żywej duszy podeszła do drzewa, na którym namalowana jest duża, czerwona kropka po czym schyliła się i zaczęła grzebać w trawie najwyraźniej czegoś szukając.
- Tu jesteś – powiedziała do siebie. Chwyciła mocno za sznurek i pociągnęła go do góry. Chłopak patrzył na to wszystko z niedowierzaniem. – Zapraszam – uśmiechnęła się. Ciemnowłosy wszedł posłusznie po drabinie w dół, a brunetka udała się zaraz za nim.
- Co to za miejsce? – spytał, kiedy już znajdowali się na samym dole. Przed nim znajdował się pokój, w którym było kilka mebli codziennego użytku i głęboki tunel naprzeciw wejścia. Wszystko wyglądało jak z jakiegoś filmu. Uszczypnął się, ale nic się nie zmieniło. Dziewczyna zapaliła światło i usiadła na kanapie. Chłopak niepewnie spoczął na miejscu obok niej. Brunetka z uśmiechem obserwowała każdy jego ruch.

- To chyba jakiś bunkier, nie wiem. Znalazłam go jakiś czas temu, ale jest całkiem duży, więc jest jeszcze kilka pokoi, których nie zwiedziłam. Pomyślałam, że może mi pomożesz? Ja się trochę boje…
- Więc to jest ten Twój nikczemny plan? – zapytał śmiejąc się. – Wykorzystasz mnie a potem wyrzucisz?
- Nie, nic z tych rzeczy – powiedziała szybko przybliżając się do niego. – To co, pomożesz?
- Co z tego będę miał?
- A co chcesz? – chłopak uśmiechnął się zadziornie. W tym momencie mógł poprosić o wszystko co chciał wiedząc, że on jest jej potrzebny. Mogła wybrać każdego a wybrała jego. A znają się od kilku dni. Chciał, by go pocałowała, ale wiedział, że ta prośba jest niestety niedostępna. Ona pragnęła, by o to poprosił, pragnęła tego bardziej niż wszystkiego na świecie, więc nie można się dziwić jej reakcji na to, co odpowiedział.

- Pokażesz mi całą drogę. Bez żadnych opasek. Też chcę móc tu być kiedy chce – niebieskooki stwierdził, że to będzie najlepsze wyjście. Powiedziała, że wie o tym miejscu tylko ona i teraz już on. Będą spędzać ze sobą więcej czasu. To był genialny plan, musiał wypalić. Brunetka zastanawiała się czy tego chce. Czy chce, by miał dostęp do jej samotnego azylu, do którego mogła bezkarnie przychodzić i robić co jej się żywnie podobało. Może to był dobry krok w stronę ich znajomości. Pozna go bardziej.
- Umm…
- Dobra, nie to nie, spadam – powiedział wstając i już kierował się do wyjścia, ale dziewczyna złapała go za dłoń.
- Poczekaj – powiedziała. Wzięła głęboki wdech patrząc w jego oczy. Wiedział, że się zgodzi. – Witam na pokładzie – uśmiechnęła się lekko. Chłopak wyszczerzył się, po czym ruszyli w głąb tunelu z latarką.
- Pamiętaj, że jak będziesz się bała jestem tuż za Tobą, do Twojej dyspozycji – szepnął do jej ucha. Uśmiechnęła się i weszła do pierwszego pomieszczenia. Chłopak sięgnął ręką do włącznika i już po chwili przed nimi ukazała się mała kuchnia. Mini-lodówka, kuchenka gazowa z jednym palnikiem, kilka szafek. – To Cię tak przestraszyło? – zaśmiał się podchodząc do jednej z szafek i wyjmując opakowanie po pieczywie. – Aaa, stary chleb. Ratuuj – krzyknął biegnąc za nią. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy po czym zaczęła uciekać śmiejąc się.
- Bierz to ode mnie, tam pewnie są jakieś robaki. Fuuuj.
Chłopak odłożył plastikowe opakowanie na stole i dalej biegł za zielonooką. Złapał ją w pasie tym samym zatrzymując i udawał, że gryzie jej ramie.
- Jestem głodne chlebo-zombie. Bój się – wyszeptał wprost do jej ucha a po jej ciele biegały ciarki.
- Przestań – powiedziała próbując się wydostać z jego uścisku, ale na nic były jej trudy. Odwróciła się do niego twarzą. – W takim tempie nigdy tego nie skończymy.


Chłopak patrzył na nią, byli tak blisko siebie, że widział każdą niedoskonałość na jej twarzy. Znaczy, widziałby ją, gdyby jakieś tam były. Jej twarz była gładsza niż najgładsza powierzchnia. Po raz kolejny miał okazję, by skraść jej szybki pocałunek, ale przez to cała znajomość zmieniłaby swój tor, a na to nie mógł pozwolić. Z bolącym sercem puścił ją, a ona udała się do kolejnego pomieszczenia. Po chwili do jego uszu dobiegły jej krzyki. Oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, serce zaczęło bić jak szalone, szybkim ruchem znalazł się obok niej pytając co się stało, czy dobrze się czuje. Ona stała z zamkniętymi oczami i zakrytymi ustami. Wskazała światłem latarki na to, co sprawiło, że teraz ma takie skręty w żołądku. Kilka metrów przed nią leżał stos kocich zwłok. Tak naprawdę nie można było stwierdzić, czy były to kocie zwłoki. Wszędzie leżały wnętrzności dużej ilości zwierząt. Jared szybkim ruchem przyciągnął do siebie łkającą dziewczynę i pozwolił wtulić się mocno w jego tors. Patrzył na to wszystko z obrzydzeniem ale i zaciekawieniem. Był zainteresowany tym, co musiało się tutaj dziać. Zabrał brunetkę do „salonu”, gdzie już na dobre się rozpłakała. Siedzieli na kanapie, ona leżała na jego udach głową zwrócona w stronę małego telewizora, z którego dobiegały jakieś dźwięki.  On cały czas patrzył na nią gładząc jej głowę, włosy, ramiona. Uspokajała się powoli. W głębi duszy cieszyła się, że poznała kogoś takiego jak Jared. Kogoś, do którego zawsze mogła się przytulić mając pewność, że jej nie odepchnie, że przyjmie ją z otwartymi ramionami. Po chwili z głębi tunelu dobiegły ich dziwne odgłosy. Przestraszyli się, przecież nikogo tu nie powinno być. Chłopak wstał i pewnym ruchem ruszył w stronę tunelu. Musiał pokazać jej, że mimo strachu nie jest słaby. Imponowało jej to. Ruszyła powoli za nim. Byli w ciemności coraz bardziej zbliżając się do pomieszczenia, z którego dźwięki jakby tłuczonego szkła były głośniejsze i głośniejsze. Złapała go za dłoń obydwiema rękami. Wiedząc, że jest blisko czuła się najbezpieczniej. Stali przed pokojem, niebieskooki złapał na klamkę i powoli otworzył drzwi…

środa, 12 lutego 2014

Meeting

- Przeprowadzam się.
- Co?!
- Mama mi wczoraj powiedziała, że znalazła lepszy dom i mam się pakować - powiedziała z łzami w oczach.
- Hej, ale nie płacz, na pewno da się coś zrobić z tym.
- Nie chcę opuszczać tego miasta. Mam tylko osiemnaście lat ale nigdzie nie było mi tak dobrze jak w Los Angeles. Jak byłam mała często się przeprowadzaliśmy. Dlatego nigdy nie miałam takich przyjaciół jak Ty i Philip. Nie chcę Was stracić...
- Spokojnie. Wiesz chociaż gdzie się przeprowadzasz?
- Nie - odpowiedziała spuszczając głowę. - Wczoraj byłam zbyt zdenerwowana żeby się czegoś dowiedzieć.
- Więc co się martwisz? Dowiedz się czegokolwiek o Twoim nowym domu, potem zaczniemy myśleć.

Dziewczyna chwyciła za telefon i wyszła z pomieszczenia. Brunetka usiadła na kapanie a chwilę później poczuła znajome wibracje w kieszeni oznaczające nową wiadomość. Jared napisał, że o piętnastej będzie czekać przed dziedzińcem, na co mimowolnie się uśmiechnęła. Nagle blondynka weszła do pokoju, usiadła na skórzanym fotelu, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła się śmiać. Przyjaciółka spojrzała na nią pytającym wzrokiem. Niebieskooka podniosła głowę.

- Przeprowadzam się dwie ulice bliżej szkoły.
- I o to - brunetka wstała i powiedziała z udawanym gniewem - był ten cały płacz?

Przyjaciółka nie odpowiedziała. Wybuchła niepohamowanym śmiechem.

- Spadam, bo muszę się z matmy pouczyć. Nie ćpaj tyle, bo się udusisz z tego śmiechu. Do zobaczenia na lunch'u.

***

- Jak poszedł Ci test?
- A wiesz, gdybym się trochę pouczyła zrobiłabym więcej zadań.
- Dlaczego się nie uczyłaś? - spytał ciemnowłosy odwracając głowę i jej stronę. Leżeli na trawie na polanie, na której zawsze było mnóstwo trawy i kolorowych kwiatów.
- Nie wiem -zaczęła patrząc pustym wzrokiem na chmury układające się w niezidentyfikowane kształty - jakoś nie miałam ochoty.

Prawda była jednak inna. Nie mogła wczoraj normalnie funkcjonować. Wszystkie jej myśli były o nim. Wiedziała, że nie może tak myśleć, tak się zachowywać, ale tym razem mogło to być coś innego. Chłopak nie odpowiedział, patrzył się na nią. Jedną ręką złapał kolorowy kosmyk jej włosów, gładził go w palcach, był taki delikatny, taki miękki. Mógłby tak leżeć cały dzień, ale ona po chwili wstała wyrywając z objęć jego dłoni włosy.

- Ciepło jest, idziemy na lody? - spytała uśmiechając się. Niebieskooki wstał i poszedł za brunetką. Podbiegł by dorównać jej kroku i objął ją ramieniem uśmiechając się. Dziewczyna odpowiedziała tym samym. Szli śmiejąc się i opowiadając zabawne historie z dzieciństwa.

***

- Czemu się przeprowadziliście? - spytała wlepiając wzrok w niebieską, zimną kulkę w wafelkowym rożku.
- Eh, długa historia - odpowiedział kopiąc kamień przed sobą. Dziewczyna usiadła na ławce.
- Mamy przecież czas.
- No dobra, skoro tak bardzo tego chcesz - uśmiechnął się do niej - to opowiem.

- Jeremy, to jeszcze dziecko, nie jest świadomy co zrobił...
- On dobrze wie, co zrobił. I surowo za to zapłaci - odpowiedział mężczyzna sięgając jedną ręką do paska od spodni. 
- Myślisz, że jak za każdym razem jak zrobi coś, co TOBIE się nie spodoba a Ty będziesz go za to karał w taki sposób to coś da? Grubo się mylisz, nie po to zostałam psychologiem, żeby nie wiedzieć co się może stać z takim młodym umysłem! - Brunet przeszył kobietę wzrokiem podnosząc do góry rękę, w której trzymał skórzany pasek. 
- Kto tu jest głową rodziny, ja? - uderzył ją - czy Ty? - ciemnowłosa spuściła głowę z trudem zatrzymując łzy spowodowane bólem w żebrach. Poprzednie siniaki nie zdążyły zniknąć  a już pojawiły się nowe.
- Pójdę zrobić obiad - wyszeptała.
- Tylko bez szpinaku, wiesz jak go nienawidzę - wyszczerzył się w zadziornym uśmiechu - kochanie. 

Chłopiec wszystko obserwował, gdy zobaczył zbliżającego się do schodów mężczyznę zwinnymi ruchami dostał się do swojego pokoju i schował się pod dużym, okrytym niebieską pościelą łóżkiem. Wiedział, co go czeka. Siedział cicho jak mysz pod miotłą w nadziei, że tym razem go nie znajdzie, że usłyszy dzwonek do drzwi, który rozproszy jego uwagę. Zobaczył brązowe buty zdecydowanymi krokami zbliżające się do łóżka, pod którym się znajdował. Mężczyzna szybkimi i zwinnymi ruchami wyciągnął małego spod mebla i uderzył kilka razy tak mocno, że ślady w niektórych miejscach zaczęły krwawić. 

- Powiesz mi co zrobiłeś? - spytał nagle. Niebieskooki 15-latek wymruczał coś pod nosem. - Powiedz mi do jasnej cholery!
- Przez przypadek stłukłem kubek.
- O nie, mój mały przyjacielu - powiedział zakładając ręce. - Masz świadomość, że to był mój ulubiony kubek?
- Ale to był mój kubek.
- No i co z tego? - wycedził przez zęby uderzając chłopca jeszcze raz. - Teraz będziesz musiał odkupić go za swoje kieszonkowe.
- Ale już prawie mam uzbierane na nowy telefon! - zaprotestował niebieskooki już po sekundzie tego żałując. Na jego plecach znowu poczuł nieprzyjemny ból a potem ciepło. Na twarzy pojawił się gniew. Mimo iż łzy cisnęły mu się na twarz, chciały jak najszybciej uciec, on nie mógł pokazać, że jest słaby. Zagryzł wargę i odetchnął kilka razy nierównomiernie. Mężczyzna spojrzał na niego z góry z kamiennym wyrazem twarzy. 
- Idź na obiad.


Kobieta myła naczynia intensywnie myśląc. Miała już tego dość, jej siniaki i blizny nie pozwalały na normalne funkcjonowanie. Najbardziej jednak bała się o swojego małego synka. Musi coś wymyślić, żeby go ochronić. Miała plan, który mógł się udać. Ale wymagał czasu. Każdego następnego dnia po kryjomu zanosiła kilka ubrań i potrzebniejszych rzeczy do przyjaciółki, czasami musiała kłamać, że ona wyjeżdża na kilka dni i potrzebuje dużej walizki lub zepsuła jej się ładowarka do telefonu. W ciągu kilku tygodni większość jej szafy oraz jej syna znalazło się poza domem, ale brunet nie zwracał na to uwagi. Dla niego ważne było, by był obiad o ustalonej godzinie i żeby syn był posłuszny. Przez kilka następnych tygodni nie było okazji by wkroczyć w kolejny etap jej planu. Pewnego dnia, kiedy niebieskooki był w szkole a mężczyzna w pracy postanowiła zadziałać. Zadzwoniła do syna by po szkole od razu poszedł pod wskazany adres a sama spakowała portfel i dokumenty do torebki i skierowała się w stronę domu. Wyszła, zakluczyła drzwi i odwróciła się by udać do przyjaciółki. Ale na drodze stanął jej on.

- Gdzie idziesz? 
- Skończyło się mleko - skłamała - pomyślałam, że mogę na deser zrobić budyń - mężczyzna spojrzał na nią zmrużonymi oczami.
- Nie mam ochoty na budyń, wróć do domu, pójdę tylko po papierosy i zaraz przyjdę.

Kobieta odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę drzwi. Odwołała to, co kazała zrobić synowi. Takie sytuacje powtarzały się przez kolejne kilka tygodni, nie było czasu, by dobrze to rozegrać. Pewnego dnia kobieta wpadła na nowy pomysł. Zaprosiła do swojego domu najlepszego przyjaciela mężczyzny i kupiła dużo wódki. Znajomi pili długo aż mężczyzna padł trupem na łóżku. Kobieta obudziła syna i wyszli z domu jak najciszej się dało. Następnego dnia mieli samolot daleko stąd. Ciemnowłosa podziękowała i pożegnała się z przyjaciółką po czym wsiadła wraz z synem do pojazdu. Zaczynała nowe życie. Życie bez niego. Lepsze życie. 

==>
Przepraszam, że tak późno, że nic nie było dodawane.
Miałam, z racji końca semestru, natłok nauki i tego typu spraw.
No i nie do końca miałam plan na ten rozdział, ale następne już się tworzą. 
:) 
==>

poniedziałek, 3 lutego 2014

Word

Nienawidzi tego dźwięku, a jednocześnie jest to jej ulubiona piosenka. Dziewczyna otworzyła oczy i odruchowo uderzyła urządzenie zamachując się prawą ręką. W pokoju zapanowała cisza. Brunetka wstała z łóżka i podeszła do szafy w celu wybrania stroju na dzisiaj. Za dużego wyboru nie miała, co bardzo ją cieszyło. Złapała spodnie w kratę, koszulkę z napisem "NORMAL PEOPLE SCARE ME" i ruszyła do łazienki by się umyć. Dwadzieścia minut później była już gotowa, więc zeszła na dół by zjeść śniadanie. W kuchni czekały już na nią kanapki wraz z mamą. Kobieta uśmiechnęła się na widok najmłodszej z córek.

- Cześć mamo - powiedziała Alice łapiąc kanapkę i kakao w dłonie.
- O której dzisiaj kończysz? - spytała brązowooka.
- Będę później, kolega mnie zaprosił na spacer.
- Kolega? - spojrzała na brunetkę unosząc brew.
- Tak, mamo. To tylko kolega.

Dziewczyna spakowała drugie śniadanie do torby, ucałowała starszą kobietę i ruszyła wolnym krokiem na przystanek. Do jej uszu dobiegały przyjemne dźwięki ulubionych piosenek, gdy zbliżając się do znaku zauważyła, że ktoś tam stoi. Uśmiechnęła się i przyspieszyła nieco, by zdążyć przed autobusem.

- Hej - powiedziała do chłopaka, który jedną nogą opierał się o znak. Spojrzał na nią i wypuścił dym z ust.
- Dzień dobry - odpowiedział mierzwiąc jej włosy. - Co tam?
- Mam dzisiaj sprawdzian z matmy - westchnęła spod gęstej zasłony włosów brunetka.
- Uczyłaś się?
- Eee, nie.
- To już nie jest gimnazjum, tutaj trzeba się uczyć.
- Biorę przykład z Ciebie - wyszczerzyła się. - Długo wczoraj siedzieliście jak poszłam?
- W sumie nie, towar się skończył, ale Jared powiedział, że na dzisiaj coś skołuje. Podoba mi się ten Twój koleżka, będą z niego ludzie.
- To nie jest mój kolega - wysyczała.
- Mów co chcesz, wczoraj dopytywał się o Ciebie.

Zielonooka przewróciła oczami i spojrzała w stronę nadjeżdżającego autobusu. Pojazd zatrzymał się, drzwi otworzyły. Alice weszła do autokaru posyłając szeroki uśmiech kierowcy. Uwielbiała tego człowieka dlatego, że kochał swoją pracę. Ale po części spowodowane było to tym, że pozwalał jej trzymać nogi na oparciu nawet kiedy miała na nich glany a na dworze było mokro jak w oceanie.

- Siemasz John!
- Cześć mała - odpowiedział ze śmiechem i autobus ruszył.

Brunetka zajęła swoje miejsce i nieświadomie czekała, aż po raz kolejny się zatrzyma i przez automatyczne drzwi wejdzie on. Jednocześnie cały czas uświadamiała się, że to tylko kolega, nie może do niego nic poczuć, bo inaczej jeśli źle to się skończy będzie musiała unikać go przez następne 2 lata. Mimo zamkniętych oczu i słuchawek w uszach wiedziała, że się zatrzymali. Nie mogła od razu otwierać oczu, bo mógłby pomyśleć, że na niego czeka. Mimo to tak bardzo chciała go zobaczyć. Po chwili poczuła lekkie szturchnięcie w ramię. Spojrzała w bok i zobaczyła to, co chciała zobaczyć najbardziej dzisiejszego ranka. Niedbale ułożone włosy, wymięta, czerwona koszula i czarne spodnie. Uśmiechnął się do niej. Wyjęła słuchawki z uszu.

- Wolne? - spytał. Zwróciła wzrok na miejsce obok, na której leżał jej plecak. Jednym ruchem zrzuciła go na dół przygarniając nogą i uśmiechnęła się do niego. Chłopak usiadł obok niej. - Co tam?
- Czuję, że zawale matmę.
- Jakoś nie wyglądasz na zmartwioną.
- To tylko matematyka, nie ma się czym przejmować - odpowiedziała uśmiechając się nieśmiało.

Całą podróż rozmawiali. Rozbawiał ją robiąc zabawne miny i opowiadając śmieszne sytuacje z życia. Polubiła go. Spodobało jej się to, że najpierw chce mieć z nią przyjacielskie kontakty a nie uderza od razu w serce. Jeżeli oczywiście takie są jego zamiary. Nawet nie zauważyła kiedy autobus zatrzymał się ostatni raz i wszyscy wysiedli z pojazdu. Pożegnała się z przyjacielem i ruszyła wolnym krokiem w stronę szkoły w towarzystwie Jareda.

- Dalej jesteś chętna na ten spacer? - spytał nieśmiało.
- Oczywiście - uśmiechnęła się. - Gdzie pójdziemy?
- Nie wiem, tak naprawdę dopiero się tutaj wprowadziłem.
- Zabiorę Cię w moje ulubione miejsce - powiedziała.
- Dobra - odpowiedział a dziewczyna zaczęła skakać i się cieszyć.
- Spodoba Ci się tam.

Chłopak uśmiechnął się do niej. Zbliżali się do budynku, gdy nagle telefon Alice zaczął wydawać z siebie znajome dźwięki. Odebrała.

- Gdzie jesteś? - usłyszała lekko zdenerwowany głos przyjaciółki.
- Przed szkołą.
- Chodź tu.
- Gdzie jesteś?
- TU - odpowiedziała dosadniej.
- Ok, będę za chwilę - rozłączyła się.

Pożegnała się kolegą i ruszyła w stronę opuszczonego budynku, w którym znajdowała się blondynka. Weszła wolnym krokiem po schodach, skierowała się w stronę pomieszczenia gwiżdżąc. Otworzyła drzwi i w tym samym momencie znieruchomiała pod presją wzroku niebieskookiej. To musiało być coś poważnego. Szybkim krokiem podeszła do przyjaciółki i usiadła obok niej.

- Co się stało?


===>
Jak myślicie, co się mogło stać Kornelii? ;)
===>

niedziela, 2 lutego 2014

Story

- Hej - odezwał się znajomy głos. - Przepraszam, że dzwonię o takiej późnej porze ale...
- Skąd masz mój numer? - zapytała dziewczyna tym samym zimnym głosem, którym przed chwilą rozmawiała z przyjaciółką.
- Philip mi podał. Jeżeli dzwonię nie w porę to...
- Tak. Znaczy nie. Znaczy... - wzięła głęboki oddech. Wszystko będzie w porządku. - Co chcesz?
- Chciałem się spytać co jutro robisz po szkole?
- Wiesz, zazwyczaj wracam do domu. A czemu pytasz? - Wiedziała o co mu chodzi, ale pragnęła to usłyszeć z jego ust.
- Poszlibyśmy gdzieś? Jakiś spacer albo do kina?
- Że niby randka? - powiedziała uśmiechając się do siebie brunetka.
- Nie... Chyba, że chcesz? - spytał z nadzieją w głosie. Zielonooka zaśmiała się.
- Do zobaczenia jutro - odpowiedziała ze śmiechem po czym się rozłączyła.

Leżała na łóżku wpatrzona w biały sufit, na którym wyświetlała wydarzenia związane z nim. Poznała go w szkolnym autobusie a kilka godzin później niemal się całowali. Jego imię. Tak pięknie brzmiało kiedy je po raz pierwszy wypowiedział. Myślała o nim, chciała go dotknąć, przytulić, znów poczuć jego zapach, utonąć w jego oczach. Nawet nie zauważyła gdy jej powieki opadły.



Ten zapach, to szpital. Tym razem oczy jakby same się otworzyły, ale wokół siebie nie zobaczyłam tego, co chciałam zobaczyć. Ściany nie były oliwkowe jak w typowych szpitalach, tylko rażąco białe. Na mojej dłoni, na której zdawałam się czuć jego dotyk leżała czarna, puchowa rękawiczka. Wciąż słyszałam jego głos, ale nie rozpoznawałam żadnego ze słów. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu jego twarzy, jego ciała, ale zamiast tego zauważyłam małe radio leżące na stoliku obok łóżka, które do najwygodniejszych nie należało. To z niego wydobywały się te głosy. Czyli to wszystko, co do tej pory usłyszałam od tego mężczyzny było zwykłym nagraniem? Nie było go tu. Nawet nie wiem kim jest ten człowiek, myślałam, że jest kimś bliskim, a w kilka sekund okazało się, że ja go może nawet nie znam. Sięgnęłam ręką by wyłączyć urządzenie po czym wolno zwlokłam się z łóżka. Wyszłam z sali i ujrzałam rozciągający się w dwie strony długi korytarz. Wyglądało tu okropnie. Ledwo działające lampy, niektóre nawet błyskały co jakiś czas. Totalna pustka, ani jednej żywej duszy. Ruszyłam nieśmiało przed siebie mając na sobie zielony, flanelowy szlafrok w jakieś wzorki i takiego samego koloru papcie. Po chwili spaceru zauważam otwarte drzwi do jakiegoś pomieszczenia, z którego dobiegały jakieś dźwięki. Podeszłam powoli do drzwi i już chciałam ostrożnie zaglądnąć kiedy z pokoju wyszła pielęgniarka. Sekundę później patrzyłam tylko jak kobieta upada na ziemię nieprzytomna. Przestraszyła się mnie. Czy naprawdę tak strasznie wyglądam? Nie wiem ile czasu tu leżałam. Nie wiem nawet jak wyglądam. Zaraz po dźwięku uderzającego ciała o szpitalną podłogę z pomieszczenia wyszła kolejna pracownica. Ta jednak nie poszła w ślady koleżanki i postanowiła nie upaść na ziemię. Złapała mnie za rękę i wciągnęła do pokoju. W czasie, w którym ja stałam przed lustrem obserwując swoją osobę, pielęgniarka ocuciła współpracownicę i weszła razem z nią do gabinetu. Wyglądam okropnie. Włosy niedbale spięte w koka, zmęczona, pusta twarz. Moje ręce wyglądają jak patyki, podobnie nogi. I ta pidżama w kropki. Kobieta podeszła do mnie i położyła dłonie na moich ramionach.

- Jak się czujesz? - spytała z troską.
- Co się stało?
- Usiądź, opowiem Ci - odpowiedziała siadając. Skierowałam się w stronę krzesła i usiadłam naprzeciw niej. - Dla Ciebie to pewnie wydaje się co najmniej dziwne, ale nie tylko Ty jesteś zdziwiona całą tą sytuacją. Byłaś w śpiączce od kilku miesięcy.
- Śpiączka? To wyjaśnia dlaczego szpital jest taki pusty - mówiłam wbijając wzrok w kubek z ołówkami stojący na biurku.
- To wszystko jest niemożliwe, ludzie po wielomiesięcznej śpiączce tak po prostu nie wstają z łóżka i nie mówią. Mijają tygodnie zanim dojdą do chociażby samodzielnego siadu. 
- Kim jest ten mężczyzna, który mówił do mnie z radia? - spytałam nie chcąc słyszeć o tym, że jestem jakimś wybrykiem natury.
- Jared? Przychodził tu na początku, siedział dniami i nocami. Wyglądał strasznie, nie jadł i nie spał, choć proponowaliśmy mu jedzenie i nocleg. On chciał przy Tobie zostać. Odesłaliśmy go do domu, a kilka dni później przyniósł magnetofon z jakąś płytą i poprosił, żeby była cały czas zapętlana. Co prawda przychodzi co dwa-trzy dni, siedzi kilka godzin. Cały czas do Ciebie mówił. 
- Kim on jest?
- Kochana, teraz nie powinnaś zaprzątać głowy jakimiś niepotrzebnymi myślami tylko odpoczywać. Idź się zdrzemnąć.
- Spałam kilka miesięcy a teraz mam jeszcze więcej spać?
- To, co tu się stało nie jest normalne.
- Uważacie, że jestem jakimś pieprzonym dziwakiem, tak? - prawie krzyknęłam zdenerwowana.
- Spokojnie, takie sytuacje nie zdarzają się codziennie. Tak naprawdę nigdy się coś takiego nie zdarzyło. Dlatego radzę wrócić do łóżka, przespać się, a my w tym czasie spróbujemy zdiagnozować co Ci jest.

To jest nierealne. Jestem jakimś potworem. Powoli wyszłam z biura i skierowałam się w stronę mojej sali. Szłam wolno rozmyślając o wszystkim. Nie pamiętam mojego życia przed tym wypadkiem. Właśnie, wypadek. Stanęłam odwracając głowę. Może powinnam pójść się spytać co się stało. Dowiem się tego po drzemce, zachciało mi się spać. Chyba od zawsze kochałam spać. Weszłam do pokoju, wślizgnęłam się do łóżka, włączyłam magnetofon i leżałam słuchając anielskiego głosu. Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam. 


===>
Rozdział, moim zdaniem, nieudany, ale muszę go wstawić, bo reszta historii nie będzie się inaczej trzymała kupy.
===>